wtorek, 30 lipca 2013

Zaproszenie na wieczór panieński

Dzień dobry i wieczór :)

Mamy za sobą pierwszą noc w nowym miejscu, brak zdjęcia w poście wynagrodzę więc pikantną relacją z pierwszej nocy ;-)

23:50 
Idziemy spać
23:55
3 muchy wleciały i jeden komar. Duży komar. Atakuję go specyfikiem o nostalgicznej nazwie Bye bye mosquito. Mucha ma to gdzieś, lata dalej. Wykańczam ją. Jędrek-obrońca zwierząt czuje się zobowiązany zabrać głos w tej sprawie:
- Zabiłaś biedną muszkę... Pewnie leciała do swojego domku, gdzie tęsknią za nią dzieci...
- Ph, to muchy gdzieś mieszkają? A niby gdzie ona ma dom??
- Nie chcesz wiedzieć...
00:00
Ja: O jak tu dużo miejsca, można spać o tak: (tu mój pokaz miniakrobacji. Na pewno oglądaliście Strażnika Teksasu, gdzie Chuck Norris wykonuje półobrót przygotowując się do zasadzenia komuś kopa. Wiecie, jak to wygląda? Macie punkt odniesienia? Dobrze, no więc zrobiłam to zupełnie inaczej).
00:10
Gorąco. Duszno mi. Otwórzmy balkon (jest otwarty)
00:40 Nie śpimy.
Jędrek: Kochanie ale rano nie wstaniesz... Śpijmy...
(Ja) Kiedy jak nie będę spała, to nie będę musiała się budzić. Więc wstanę...
5:20 Drzemka
5:25 Drzemka
5:30 Ewa Drzyzga: Marcin, (do kolesia bez koszulki za to ze wstrętnym tatuażem na ramieniu) czy naprawdę żadna dziewczyna nie odmówiła Ci randki?? (3 tysiące odcinków Rozmów w toku, a ta babka naprawdę wygląda, jakby autentycznie cokolwiek było w stanie ją jeszcze zadziwić...)
Marcin pręży muskuły niczym Johnny Bravo. ŻADNA. Z widowni cichy pogardliwy śmiech stadka dziewcząt (udawany, w końcu Marcinowi żadna nie odmawia).
5:35 Drzemka
5:40 Drzemka
5:45
Jędrek: Żebyś nie zaspała...
Ja: Tak tak, ja już nie śpię
5:50 Drzemka
5:55 Jędrek nie polubił Marcina. Wyłącza tv
6:00 Drzemka

Przeskakujemy dalej i już jesteśmy w tramwaju :) Moja droga do pracy uległa małemu wydłużeniu, aczkolwiek trasa pozostała ta sama. Przesiadam się w tramwaj - stała ekipa, stały punkt podróży. Dwóch chłopców w wieku na oko lat 20. Zawsze wsiadam na tym samym przystanku, tymi samymi drzwiami, gdzie ogólnie w tramwaju jest więcej luzu. Wyższy do niższego: Młody ustąp pani. Ja: Nie trzeba. Lekko się uśmiecham, bo wiem, że zaraz ten, co próbował zmusić "Młodego" sam się poderwie. No i proszę - jesteśmy w domu: siadam. Nie próbuję oponować - chłopaki mają dresy z paskami po bokach, "Młody" jest łysy, a koleżka wygląda jakby niejedną staruszkę w swym młodym życiu obrobił. Siadam więc i trzymam swoją torebkę mocno...

Przeskakujemy dalej i już jesteśmy po 10 godzinach pracy. Jesteśmy w naszym małym mieszkanku, gdzie łóżko od kuchenki dzieli niewyobrażalna odległość 2 metrów, ale nie narzekam - jest fajowo. Fajowsko :D Następuje sekwencja wydarzeń, po czym jest wieczór, otwieram oczy: leżę na macie, którą jakimś cudem rozłożyłam na podłodze. Na dworze jest zbyt gorąco, by mysleć przytomnie. Wodzę błędnym wzrokiem po suficie...
- Kochanie, tak się tylko teraz zastanawiam...
- Tak?
... Czy ja ćwiczę w kuchni czy w pokoju...

Do współpracowników: Nie siedziałam w pracy 10 godzin, przecież wiecie, że jestem normalnym człowiekiem, jak Wy. Moja norma mi wystarcza :)
Do przełożonych: Kiedy wychodziłam, potknęłam się na schodach. Nie dosyć mocno świeciły dopiero co zapalone latarnie :)

Dziś dostałam list - zaproszenie na Dzień Panieński. Dziewczyny nie wiem co Wy wykombinowałyście, a Jędrek twierdzi, że nie wie, a nawet jeśli to nie powie, ale w sobotę o 7:40 to ja normalnie uśmiecham się przez sen... Jesteście pewne, że w takim układzie mogę zabrać ze sobą wspomniany tam dobry humor? :-P

PS Nie wiem dlaczego, ale w pierwszej chwili przeczytałam, że cd. w klubie Play House... he he he. Ale jednak nie...? ;o)

Wyleję przy okazji swoje żale dot. wyjazdu kawalerskiego Jędrka - Dlaczego ja nie wiem, gdzie On zostaje porwany? :-P Kuba: (wiem, że to przeczytasz) macie na Niego uważać, żeby Mu ani jeden włosek z główki nie spadł :) Aha i przed snem trzeba Go przytulić i powiedzieć coś miłego ;o) Rano kawa z 2 łyżeczkami cukru, może być bez mleka. I ząbki szorujemy minimum 2 minuty (uprzedzam, będzie się buntował). Na dwór tylko z całkowicie suchymi włosami (nie mówcie, że nie zabieracie suszarki :-P) No i do czego potrzebne Wam są latarki? I czapki? Przy 35 stopniach, heloł!

czwartek, 25 lipca 2013

La vida es un viaje

Hm, ciekawe o co chodzi... włączę google translate... wykrywa język... (po meksykańsku na pewno napisała) i... jest! Mam to. Uuu, sentymentalnie zapachniało. Pewnie gdzieś jadą...

Nigdzie nie jedziemy - przeprowadzamy się kilka przecznic dalej :-P Słowa przypomniała mi Natalia Oreiro, której fanką byłam chyba jeszcze zanim wyszła za Iwo (Iwa? Analogicznie do Kołłątaja powiedziałabym Iwona ;-)) w Zbuntowanym aniele. Nie przestałam twierdzić, że telenowele brazylijskie, peruwiańskie czy argentyńskie (nikt tego nigdy nie rozróżniał) miały w sobie to, czego nie mają: Klan, Barwy szczęścia ani Złotopolscy, a mianowicie przystojnego aktora grającego główne skrzypce! Jestem przekonana, że działa to też w drugą stronę, z tym, że chłopcy mają trudniej. Widział ktoś zapatrzonego w telewizor siedemnastolatka, wodzącego wzrokiem za Milagros? Ja nie widziałam, ale gdybym już przeszła mutację, to bym się z tym nie kryła. Że wstyd? Wstyd, to jest nasadzić na pupę za ciasne spodnie i udawać Goka... PS czy Gok Wan podróżuje tramwajami? Wczoraj widziałam Go w 17 ;-)


Iwo Di Carlo Miranda Rapallo i Milagros Esposito Di Carlo de MIranda

Jedynym słabym punktem tego serialu było to, że jego emisja częściowo pokrywała się z Wiadomościami, a wówczas dwa telewizory w domu oznaczały niebagatelny luksus. Nie zaliczaliśmy się do bogaczy ;) Hm, nadal mamy tylko1 telewizor...

Podobno odcinek serialu trwał 60 minut... Taa, jasne - chyba na biegunie. U mnie to leciało szybciej niż Concorde. Zbuntowanego anioła już nie ma. Concorde'a już nie ma. Życie jest okrutne. Czy ktoś jeszcze jest uczulony na masło orzechowe?? :(

Gdzie ja żyję?

Dzisiejszy wpis będzie mało ślubny, stwierdziłam jednak, że cóż kogo obchodzi trzecia para ślubnych butów, którą zamierzam sobie kupić :) Albo jakaś tam przymiarka jakiejś tam sukienki. Jędrek żartuje, że Paulina powinna prowadzić alternatywnego bloga Jak zostałam świadkową i relacjonować, jak to wszystko wygląda z Jej perspektywy, wzbogacając oczywiście posty o zdjęcia. Szczególnie te z przymiarki ;D No dobra, powiem - zamówiłam buty - będą na wtorek. I żeby nie było: nie mam nic do kóz i generalnie jestem za tym, żeby zwierzęta niepotrzebnie nie cierpiały, mam więc nadzieję, że te buty będą z padłej ze starości kozy. I że zabarwią je na biało już po smutnym fakcie... nie mogłam się jednak kłócić z babką, która wyrzucała na ladę kolejne skrawki koziej skóry - lakierowane, malowane lub garbowane i rozpływała się nad ich elastycznością NIEZIEMSKĄ. Podczas gdy Wy jedliście wczesną kolację, ja macałam akurat kozią skórę... Proszę nie mówmy już o tym! :-P
Historia Kopciuszka uczy nas, jak jedna para butów może zmienić życie kobiety!

Efekty dzisiejszej przymiarki są - jednym słowem - dobre. W dwóch słowach - nie-dobre. Zmalałam w sumie 8 cm (w sumie, a gdzie to nie powiem. W kolanach :P), czyli jesteśmy w punkcie wyjścia - sukienka do zwężania. Pani, a jak ja znowu polecę i dalej będzie spadać?? Nie będzie! Przez 12 lat praktyki mojej nie zdarzyło się, żeby po poprawkach potrzebne były poprawki! No i nie przegadasz - jak przez 12 lat się nie zdarzyło, to już zakłada, że się nie zdarzy. Jakoś taki Wezuwiusz 393 lata czekał i nie zaskakiwał, aż w końcu - Hurra... Wybucham... I wybuchł!!! Nie wiem czy Pani wie, ale statystycznie im dłużej nic się nie wydarza, tym większe prawdopodobieństwo, że w końcu się coś wydarzy niespodziewanego... (Nie słyszała tego :-P)

Wodzirej przetłumaczył nam o co chodzi z zabawami - niewiele z tego rozumiemy, a każdy opis rozpoczynał od "A to.. bo to jest taki ŚMIESZNY konkurs. On jest baaaardzo śmieszszszny, dużo zabawy przy nim jest". A ten? "-Ten, he he he, to jest z kolei taka ŚMIESZNA zabawa. Wszyscy tańczą i zawsze jest śmiesznie, naprawdę śmiesznie..." Taka sobie gadka człowiekiem, który się bawi w pracy.

I wiecie co? Daliście się nabrać, bo cały ten wpis był od początku do końca o ślubie. Nie wiem czy wiecie, ale to jest blog ślubny :-P

PS I nie róbcie takiej miny jak przyłapany na przeglądaniu pudelka, albo że niby informacji pogodowych szukaliście. Weszliście tu zupełnie dobrowolnie. Wiem, bo mam staty :P

wtorek, 23 lipca 2013

Mamy scenariusz wesela :)

Dostaliśmy wstępny scenariusz zabawy weselnej i wolimy nie wiedzieć, czym jest zabawa Oki Dołki ;-) Całe szczęście do zabaw dziwnych zgłosiliśmy już Martę, Paulinę, Ilonę i Alkę przede wszystkim, zatem o upadek autorytetów własnych martwić się nie musimy ;-)

Weekend spędziliśmy w Metelinie, gdzie wyjedliśmy zapas lodów na miesiąc. Takiej pogody jaką tam zastaliśmy, życzylibyśmy sobie za 4 tygodnie. Nie wiemy, gdzie zgłosić zapotrzebowanie na słońce :/

Pierwsze próby przyuczenia Jasia do roli obrączkowego niestety były nieudane - spodobały Mu się wyścigi z poduszką :/ Dwuletnie dziecko jednak jeszcze nie do końca rozumie, co mówi, kiedy mówi, że podpisało UMOWE


- Jasiu jak będziesz biegał to nie dostaniesz cukierków! A co podpisałeś?
- U-mo-łe!

Koniec końców chyba zrozumiał, o co w tym wszystkim chodzi, kiedy został stosownie ubrany: biała koszula i mucha zobowiązują - drepcze dostojnie żółwim tempem z poważną miną. Zasięgnął także lekcji tańca, pod nosem mrucząc "tupu tupu tupu":



Ponadto załatwiliśmy w sumie jedną istotną sprawę, czyli dogadaliśmy szczegóły w hotelu - przed nami jeszcze ostatnie potwierdzenia miejsc i możemy planować usadzenie gości. Ze wstępnych ustaleń wynika, że moje miejsce jest po prawej stronie Jędrka, czyli siedzimy obok siebie - to dobrze, będę ukradkiem zerkać, jak posługiwać się nożem i widelcem, bo z drugiej strony prawdopodobnie będzie Paulina, która ma z tą sztuką na bakier. Jutro czeka nas zwiedzanie CH w poszukiwaniu drugiej pary butów, a wkrótce także odbiór sukienki i nie przesadzę jeśli powiem, że obchodzi mnie to w tej chwili bardziej niż poród i oczekiwanie na królewskiego potomka :) Jestem okrutna :-O

piątek, 19 lipca 2013

Kim jest nasza Świadkowa? Oto Paulina :)

Paulina ma 18 lat, pochodzi z Dubaju, lubi ambitne kino i leciwą muzykę, a ostatni śmieszny dowcip opowiedziała w maju... Wiem wiem Paulinko, udusisz mnie za to po ślubie, całe szczęście znam Twoje dobre serce, które nie pozwoli, żebym miała w TYM DNIU ślady na szyi ;D


To odpowiedni czas i miejsce, by powiedzieć co nieco na temat Pauliny, również dlatego, że kilka osób mnie o to pytało... Zwłaszcza, że zdjęcie nie oddaje Jej charakteru - to z pozoru łagodne oblicze skrywa w sobie... a nie powiem, niech jawi się Wam jako anioł w czystej postaci! ;)

Paulinę poznałam w pracy - mam w pamięci nawet konkretną chwilę, to było jakieś spotkanie redakcyjne, kiedy to stała w kącie z założonymi rękoma i znudzoną miną. Ogólnie sprawiała wrażenie osoby, która została siłą oderwana od pracy, a przynajmniej od świeżo zaparzonej kawy i bynajmniej nie wyglądało na to, że jest to Jej kolejna kawa... Jestem przekonana, że dopiero zamierzała się obudzić. Paulina jednak całą sobą przeczy zasadzie, która głosi, że nigdy nie ma się drugiej okazji, by zrobić pierwsze wrażenie. Od czego jest drugie wrażenie??

Jeszcze przez długi czas nie rozumiałam, dlaczego Wiola Ją lubi. Serio. O czym z Nią gadać? Mogło to po części wynikać też z tego, że na początku w ogóle czułam, że tam nie pasuję i że z nikim tam nigdy nie będę gadać na luzie. Albo w ogóle. Pff. A teraz? Teraz wydaje mi się, że to Oni tu nie pasują :-P Trudno zresztą wielbić kogoś, kto na propozycję Idziemy potańczyć. Idziesz z nami? bez pardonu odpowiada NIE, ewentualnie w wersji rozbudowanej: Nie chce mi się. Wyjdę z Wami na chwilę a potem wrócę. No to nie wychodź wcale! :-P

Jak się jednak okazało, dziewczę ma same zalety: doradzić umie, wysłuchać, niezły ma gust, na rozpaczliwy telefon pt. Nie pozwoliła mi przymierzyć butów! Spod lady nie wyciągnęła, odpowiada: Co za baba! i robi szybki research po innych sklepach w mieście. Niektórzy po dłuższej przerwie Jej nie poznają, bo przez ostatnie 2 lata baaaardzo się zmieniła. To pewnie dlatego mnie nie oczarowała na początku, a teraz absolutnie tak!

Poza tym jest mistrzynią wyczucia chwili - o to, kto będzie Starszą (świadkiem) dopytała się sama. Teraz jest w przedsięwzięcie na tyle zaangażowana, że podobno Jej mama już nie może o tym słuchać. Przy tym wszystkim Paulina potrafi być szczera i kiedy w efekcie próbnego makijażu wyglądałam, jakbym szła na bal maskowy bez ogródek mówiła: Jest ŹLE. W salonach z sukienkami zauważała modelowe defekty i odsiewała ziarno od plew, a potem kilkakrotnie utwierdzała mnie w przekonaniu, że ostateczny wybór jest najlepszy. Swoją drogą mam wrażenie, że umówili się razem z Jędrkiem żeby tak mówić, bo On mówił dokładnie to samo... (a sukienki nie widział!).

środa, 17 lipca 2013

To już za miesiąc... :) :) :)

I jeden dzień! (Daliśmy sobie ten dzień luzu, żeby się jeszcze trochę podelektować przygotowaniami, jeśli oczywiście to co nas teraz zajmuje można nazwać delektowaniem się;)) Znam na pamięć wszystkie ślubne trendy /chyba/ i jak się nad tym dłużej zastanowić, to nie wiadomo, czy nasz ślub+wesele wpisuje się w jakikolwiek trend sezonu - w razie czego możemy uznać, że - hipotetycznie - tak będą wyglądały śluby za kilka lat, więc w pewnym sensie wyprzedzamy trendy. Ślubne trendy. (Słowo-klucz, obowiązkowo powtórzone minimum 10 razy na każdej stronie poświęconej organizacji ślubu i wesela). Znam je na pamięć.

Każdy materiał czytam od drugiego akapitu - ten pierwszy pod tytułem "Ślub i wesele to najważniejszy/najpiękniejszy/wyjątkowy (niepotrzebne skreślić) dzień w życiu każdej Panny Młodej. Nie pozwól, by cokolwiek zakłóciło jego przebieg. Dzięki naszym poradom..." - pomijam. Z kolei zgodnie z żargonem ślubnych forów, Panna Młoda to PM, co osobiście kojarzy mi się z PMS, czyli tak średnio-przyjemnie ;-D Nie powiem, że sama nie "wtrancam" swoich trzech groszy, jeśli akurat dobra wola w głębi duszy podpowiada mi Kobieto nie rób tego, toniesz w tych falbanach! wówczas faktycznie kobieca solidarność nakazuje mi zabrać głos. Równie nieobojętna pozostaję wobec głosów, jakoby nie było nic złego w bieganiu Pana Młodego (PM) w koszuli samej bądź z kamizelką i majtającym się krawatem (zmilczę przypadki koszul z krótkim rękawem). "Bo Mu gorąco..." No sorry, jak ma koszulę z plamoodpornego obrusu uszytą, to nic dziwnego, że Mu gorąco... Walka z wiatrakami.



Jędrek bardzo lubi fotografować się z Jasiem :) A tak w ogóle mama donosi, że maluch przekonał się do traktorka. Wcześniej zachowywał się jak Evo Morales względem Francji, a teraz podobno wkurza się, kiedy pojazd nie zdąży się naładować. Jeździ i jeździ, szaleństwo normalnie. Ale miałam kiedyś to samo z wioślarzem, a potem mi przeszło. To się chyba nazywa słomiany zapał czy jakoś tak... ;)


Zgodnie ze zobowiązaniem sumiennie przygotowuje się do roli na ślubie tak, że kiedy pada pytanie: Jasiu a jak będziesz trzymał podusię z obrączkami? wyciąga przed siebie łapki (póki co, ma ćwiczyć z dowolnym jaśkiem, bo i tak pobrudzi). Jutro - jeśli mi się uda - zakupię poduchę i podrzucę w weekend do Metelina, niech ćwiczy. Z ZAFOLIOWANĄ (to apel do Alki).

Pozostając w temacie przygotowań: Paulina szuka sukienki odkąd się dowiedziała, że będzie świadkować, czyli od ponad pół roku. Przejrzałyśmy tysiąc fasonów, skonsultowałyśmy kolory, przymierzyła kilka modeli i wciąż nic nie ma. Nie chcę pospieszać, ale nie zostało wiele czasu :D Wiem po sobie, ile zajmuje mi znalezienie takiej, która byłaby w miarę okej. Dzisiaj dostaję maila: Kochana, czy granatowa sukienka wchodzi w rachubę? - No pewnie, a masz coś na oku? (znalazła?!) - Widziałam jedną fajną, ale mając w pamięci Twoje doświadczenia z zakupami przez Internet, trochę się obawiam. Pff, że niby ja zakupiłam kiedyś coś nietrafionego! :P Przypomniała mi się sytuacja z akademika, kiedy ktoś przyszedł spytać (chyba Agnieszki), czy nie ma do pożyczenia czegoś na kicz party. Sugerujesz, że ubieram się kiczowato??!! Chwilami tęsknię do tej komuny :D

Podobno wyglądam tu gwiazdorsko, więc wrzucam w celu podlansowania wizerunku przyszłej PM:



Jutro odbieramy odzienie Pana Młodego, do ślubu został wprawdzie cały miesiąc, więc mamy nadzieję, że nie przytyje już ani nie schudnie, w końcu obecnie leży idealnie (bez wątpienia tak przystojnego PM świat jeszcze nie oglądał i coś mi się wydaje, że długo nie zobaczy ;o) i nie jest to tylko moje subiektywne zdanie (bo moje zdanie jest zawsze subiektywne, jakby nie patrzeć), więc dobrze by było, żeby tak samo prezentował się w godzinie 0. Swoją drogą kiedy nie chcemy czegoś zjeść w gościach, to Jędrek twierdzi, że NIE, bo trzyma linię, a ja twierdzę, że NIE, bo za miesiąc wychodzę za mąż (jakie to cudowne, że kobieta nic więcej nie musi dodawać, to się rozumie samo przez się. Muffinkę? Phi! Nie wiem czy wiesz, ale za miesiąc ja mam ślub!) Już dziś musimy pomyśleć, w jaki sposób już po weselu będziemy odmawiać zjedzenia czegoś, na co nie mamy ochoty. Przy okazji mam nadzieję, że moja sukienka dotarła, albo na dniach dotrze do salonu uszyta tak jak trzeba. Trochę mnie niepokoi jej góra, niby opisałam co i jak, a krawcowe po ciemku nie szyją, ale... no właśnie i tak mnie to niepokoi. I moje wychuchane buty z kryształkami, które zrobiły się dziwnie za ciasne... :( chyba będą nowe.

Przejrzeliśmy swoje excelowskie tabelki z noclegami i punktami rzeczy do dogrania, podrapaliśmy się po głowach i stwierdziliśmy, że najważniejsze, że się kochamy. Idziemy spać.

niedziela, 14 lipca 2013

Sobota - plan zrealizowany w całości

Jest sukces - nasze przygotowania nabrały tempa. Założony plan na sobotę zrealizowaliśmy w stu procentach:

  1. Złożyliśmy pisemko o wygłoszenie zapowiedzi w parafii kawalera (już niedługo, już niedługo! :P) Jędrka
  2. Przygotowaliśmy projekt menu na stoły (my oczywiście już znamy niemal na pamięć godziny serwowania posiłków, a nawet wiemy, co kiedy będzie i dlaczego, doskonale jesteśmy poinformowani o tym, czego nie jeść (ŻART! :D) ale Wy nie wiecie, a chcielibyśmy Wam ułatwić podjęcie decyzji czy zjeść ciacho, czy nie, bo np. za 5 minut będzie deser. Wszędzie wkomponowaliśmy nasze podobizny, w związku z czym nawet, jeśli już nie będziecie chcieli nas ciągle oglądać, to i tak będziecie do tego zmuszeni. Jesteśmy WSZĘDZIE ;-D
  3. Przygotowaliśmy wklejkę - instrukcję obsługi pudełka, o którym kiedyś pisałam. Z góry prosimy o nie wyśmiewanie rymów częstochowskich (zwłaszcza, że będą goście z Częstochowy!). Winę biorę na siebie. Autorstwa Jędrka jest za to ostatnie zdanie - swoją drogą coś mi tu nie gra, skoro ostatnie zdanie miało należeć do mnie :(
  4. Wybraliśmy piosenkę na pierwszy taniec (!) - notabene jest to piosenka, którą próbowałam przeforsować już wcześniej, ale Jędrek nie chciał, bo twierdził, że nie słychać w niej rytmu. Na całe szczęście w sobotę po północy okazało się, że jest rytm... :P
 Zapowiedzi u mnie wyglądają tak:


 Wciąż czekamy na scenariusz imprezy od Bano Banano. On się tak nie nazywa rzecz jasna, ale Jędrek mówi na niego "banan" i tak jest zapisany w telefonie, przez co ktoś mógłby pomyśleć, że wydzwaniają do nas owoce...

sobota, 13 lipca 2013

Przeprowadzamy się

Znaleźliśmy mieszkanko :) Po obejrzeniu trzeciego lokum w Centrum uznaliśmy, że nie będziemy mieszkać w Centrum. Po obejrzeniu drugiego mieszkania w okolicy Pól Mokotowskich stwierdziliśmy, że będziemy mieszkać na Mokotowie. W poniedziałek podpisujemy umowę i w zasadzie już w poniedziałek zamierzamy tam podjechać. Przy okazji zrobiliśmy gruntowny przegląd rzeczy, które zgromadziliśmy, a które zalegają w szafach, i tak oto wyrzuciliśmy 2 siatki bibelotów różnej maści oraz co nieco posegregowaliśmy. Nie obyło się oczywiście bez takich przypadków, wobec których pozostaliśmy bezradni. Znaleźliśmy coś dziwnego, co przypomina trochę bolca zabezpieczającego (nie wiadomo co). Nie wiadomo co z tym zrobić - wyrzucić? Zostawić? Chyba nasze... Moglibyśmy go wyrzucić (ot, zbędny wihajster)... W końcu jednak Jędrek, który jest znany ze swoich upodobań kolekcjonerskich, z miną godną Erica Idle'a zapytał: "A co, jeśli okaże się, że to był KLUCZOWY BOLEC, bez którego się nie wyprowadzimy??"... Schowaliśmy do pudełka pt. "A nuż się kiedyś przyda".

wtorek, 9 lipca 2013

Jędruś ma eleganckie butki

Czym różnią się męskie czarne pantofle od męskich czarnych pantofli? Ha! Pewnie sami zachodzicie w głowę - już wyjaśniam! Jedne czarne pantofle nadają się na ślub, inne - nie. Dlaczego? Już wyjaśniam! Zwykłe pantofle w czarnym kolorze zazwyczaj noszone do garnituru, przeważnie bywają także elementem stroju nieco mniej formalnego. Wyróżnia je obcas i podeszwa odrobinę bardziej "gumowata" niż ta przeznaczona do stepowania. Jeśli nie mieliście w szkole materiałoznawstwa, istnieje prosty praktyczny sposób na rozpoznanie, z jakim delikwentem mamy akurat do czynienia: należy spodnią powierzchnią buta pacnąć się w drugie przedramię. Jeśli zaboli tak, jak po strzeleniu gumą, to znaczy, że podeszwa jest gumowa, jeśli natomiast po silniejszym uderzeniu powstanie siniak, znaczyć to może, że obcas jest twardy i nieugięty, i jeśli akurat planujecie się ożenić, to koniecznie wybierzcie drugą opcję. O podeszwach w stylu "zgadnij, gdzie kończy się zelówka a zaczyna obcas" nie wspominam, bo to obuwie wyjątkowo nieformalne, które absolutnie nie przystoi żadnemu Panu Młodemu, nawet, jeśli na co dzień zakłada lakierki do dresów. No dobrze, przesadziłam, temu wolno wszystko.

Wróćmy jednak do clou sprawy: po odwiedzeniu kilku sklepów obuwniczych i przymierzeniu dosłownie kilku par, wyszliśmy z dwoma pudełkami butów, szczotką i pastą (Jędruś pytał Panią kasjerkę jeszcze o golarkę, ale nie mieli), po czym Jędrzej radośnie stwierdził: "Jestem już całkowicie ubrany!" :D Z tego miejsca ładnie Was proszę - pogratulujcie Jędrzejowi, podjął decyzję z szybkością godną dobrego maklera.

Jeśli chodzi o weselne przygotowania (imprezowe), to można powiedzieć, że jesteśmy jeszcze daleko w gaju... Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że TOTALNIE, ale to TOTALNIE nie znamy się na wódkach! Ostatecznie zrobimy wesele bezalkoholowe ;) Nie rozumiem, czym różni się Pan Tadeusz od Luksusowej, Wyborowej czy Stocka. W weekend zdecydowaliśmy się więc na taką:


Gorole prawio, że ichniejszo najlepszo. Nie jesteśmy asertywni, zakupiliśmy od razu 100 butelek. Pierwszy raz widzieliśmy tak ucieszonych górali ;D

poniedziałek, 8 lipca 2013

Dzień dobry, chcieliśmy popływać Wielkim Łabędziem

Mijający weekend to ostatni odosobniony przypadek sekwencji kilku następujących po sobie dni, kiedy nader rzadko (a może wcale?) nie używaliśmy słów: ślub, wesele, musimy, zdążymy / nie zdążymy, zadzwonić, zarezerwować, zorganizować, wydrukować, pomyśleć, zaprosić, zrobić, dopytać i kupić. Ogólnie nie robiliśmy niczego poza wypełnianiem obowiązku relaksowania się, a także zobowiązania podjętego względem gości. Zapewne w ogóle nie kojarzycie, co mam na myśli, a nasze zaproszenie ciepnęliście gdzieś na półkę, lub w najgorszym przypadku służy jako podkładka pod kwiatka. Uprzejmie przypominam, że na zaproszeniu wspominamy o 10 wycieczkach, a więc - aby nie być gołosłownymi - GDZIEŚ musieliśmy pojechać :)


Legenda dla dociekliwych: ten budynek z pierwszej foty na nóżkach to oczywiście Infor, a jakże :D Ten kościółek za nami to mój kościół parafialny, w którym odbędzie się nasz ślub (już za 6 tygodni...), za to kwiatki podczas oświadczyn to zupełna ściema, ale pierścionek prawdziwy :) :) :)

Gdzieś tam z boku / z tyłu / pod spodem jest prośba, żeby potwierdzić obecność i z tego miejsca proszę wszystkich, którzy jeszcze się nie zdecydowali, żeby to zrobili, bo inaczej ominie Was to, co najlepsze :D A co będzie najlepsze to nie powiemy, bo zepsujemy niespodziankę ;) He he he :P

 Do zamku Krzyżtopór wybraliśmy się na rowerach. W sumie zrobiliśmy ponad 80 km, Jędrek podsumował to słowami "Więcej na rower nie wsiądę. Nigdy".



Wracając do tematu ślubnego - o ślubie / weselu nie gadaliśmy, za to jednocześnie śniło nam się, że to właśnie JUŻ. Mój sen to był jakiś koszmar, generalnie chodzi o to, że (we śnie) byliśmy dzień po ślubie i weselu, a ja nie pamiętałam ani jednego ani drugiego. Masakra! Nie pamiętałam ani tego, jak wypowiadałam słowa przysięgi, ani przebiegu wesela, no po prostu nic! Zaczęłam się zastanawiać, czy to w ogóle jest możliwe, żeby stało się coś takiego, że jakaś część życiorysu jest kompletnie wyrwana z pamięci. Jędrek twierdzi, że RACZEJ jest to niemożliwe...

W Sandomierzu spotkaliśmy Artura ;)


nie bardzo miał jak z nami porozmawiać, bo akurat wsiadał na rower :P


Spójrz Kochanie, wcale nie wybrałam tych kompromitujących :P

czwartek, 4 lipca 2013

Wodzirej już nas lubi :)

To już lipiec? Poważnie? Za trochę ponad miesiąc nasz ślub? I wesele? Ale jak to? Przecież my nie umiemy jeszcze tańczyć?! :D :D :D

Lekcje tańca zarzuciliśmy, Jędrek w końcu zaczął mocno protestować, marudzić, symulować ból głowy, brzucha, w końcu uwierał Go palec w bucie i chyba na sali było zbyt duszno. Aha, i jeszcze dostawał mdłości od obrotów... ;) Jak mogłabym zapomnieć :P Szkoda tylko lekcji, bo Pan Tomek na pewno za nami tęskni, byliśmy wszak chyba najzabawniejszą parą na parkiecie - wszystko robiliśmy na odwrót, w końcu doszło do tego, że tańcując sobie, kątem oka któreś z nas błyskawicznie zauważało, że nas NAMIERZYŁ i: "Idzie do nas?" "Tak, cicho, idzieeeee tu!" Tak więc skończyły się nasze cykliczne taneczne wieczorki czwartkowe. No ale co sobie podreptaliśmy to nasze, prawda? :) Kupimy duuuużo alkoholu, to nikt nie przyuważy jak nam idzie...

Dobra wiadomość jest taka, że odezwał się do nas wodzirej (a raczej odpowiedział na moją wiadomość). Całe szczęście pamiętają o nas i nawet nas nie wykreślili z grafiku, uff, bo już planowaliśmy odpalić stary magnetofon, a na czarnym rynku zdobyć kasety z muzyką. Albo nie - włączylibyśmy "Impressskę w radiu ESKA" ;o) Płotek by się ucieszył ;) Hehe, to by nawet mogło być zabawne!

Z samego rana podniosłam Ukochanemu ciśnienie mailem o treści "Odpowiedział Wodzirej. Nie poprowadzą nam wesela!" Odpowiedź Jędrusia: "Coo?!" A po10 minutach pisał, że łapki Mu się jeszcze trzęsą. Ja to potrafię :D Taki news podnosi ciśnienie lepiej niż poranna kawa ;) A więc teraz z drżeniem serc czekamy na scenariusz naszego wesela. Nie wiemy jeszcze w którym momencie ma wyskoczyć ten zamówiony clown w pudełku i kiedy nasi goście mają w końcu śpiewać po kolei do mikrofonu (czy to żart, czy nie żart? ;)), no ale liczymy, że nam to wszystko pięknie rozpiszą i będziemy wiedzieć. Pan Bartosz zna już imiona rodziców, a nawet godzinowy rozkład posiłków (którego przed paroma minutami sami jeszcze nie znaliśmy). Nie wiem, czy wystarczająco jasne jest to, że Daniel to jest Kuba, no ale na pewno zapamięta,  chociaż kiedy np. moja mama czasem mówi coś w stylu "A jak tam Daniel, pływa czy cumuje?" to trwa to u mnie chwilę, zanim skojarzę (Jaki Daniel??)

Moja dziennikarska praktyka dowodzi, że artykuły/posty lepiej się czyta, jeśli w treści jest jakieś zdjęcie. Wstawiam więc zdjęcie psa:


 Dzisiaj dostałam też jeszcze jedną bardzo fajną wiadomość - mianowicie wkrótce przyjdzie prezent ślubny dla Jędrusia, o którego istnieniu zapewne w tym momencie się dowiaduje ;) Hihihi :) Sama nie mogę się doczekać, a co dopiero wytrzymać, żeby Mu nie pokazać ani się nie wygadać! Nie jestem dobra w te klocki, oj nie. Pamiętam, jak kiedyś ktoś powiedział mi coś w szkole, to jeszcze chyba było w podstawówce, jakaś hot plota w stylu "Ta i ta wpisała inicjały tego i tego w Złotych myślach". Pół szkoły wiedziało, oczywiście od razu było wiadomo kto jest plotkarskim trollem, bo tylko mnie, w tajemnicy, zostało to wyjawione. A wracając do tematu - gdzie ja TO schowam, zwłaszcza w ferworze przeprowadzki?!

A no właśnie - wyprowadzamy się ze Złotej już na koniec lipca :( Szkoda nam strasznie tego balkonu, ciszy i pięknie wymalowanych ścian, w dodatku przez ponad rok, lokum przeszło niebywałą metamorfozę, nawet powstał taki plan, żeby dać ogłoszenie ze zdjęciami sprzed naszego zamieszkania i pod koniec wyprowadzki, to by mogła być niezła reklama naszych usług remontowych ;) Obejrzeliśmy 2 mieszkania i niestety na razie jest lipa. Pierwsze - tuż obok Pól Mokotowskich, pod blokiem metro, ja mam gdzie biegać, już widzieliśmy siebie w Zielonej Gęsi, gdzie spotykalibyśmy się ze znajomymi, gdybyśmy akurat mieli bałagan :o) w dodatku miejsce pamiętne (bo kiedyś tam byliśmy, a kolekcjonujemy wspomnienia ;)). Wchodzimy do środka, 6. piętro, w bloku 3 windy, jakiś dziadzio nas zaprasza z uśmiechem "Proszę, 6 osób się zmieści!", ja już sobie myślę "O jaki miły dziadek, będziemy sobie mówić dzień dobry!" po czym wchodzimy do mieszkania, a w łazience śmierdzi (nie przesadzam, śmierdziało! Jędruś nie czuł ale to inna kwestia) grzybem... Na ścianie nieszczęsna meblościanka. Przedpokój w kuchni (kuchnia w przedpokoju). I jakiś dziwny pralko-stół. No po prostu poczuliśmy, że to nie jest nasze miejsce i nie ma co ściemniać, że zobaczymy. Swoją drogą ciekawe czy oni to widzą, jak oglądający ukradkiem na siebie spoglądają i niewidocznie kiwają głowami na boki... Ufamy, że nie :P
Dalej gadka szmatka, koleś pyta:

No to jak? Balkon jest, z tej strony całkiem cicho...
Jędrek: Telewizor nam się nie zmieści na tej meblościance.
Ten prysznic w łazience to się wymieni (drugi koleś z miarką już mierzy przekątną dziury w meblach, O, prawie 100 cm!)
Jędrek: NIE ZMIEŚCI SIĘ.

Chyba pora na kolejne foto? O taaaaaak!


Nasz drugi cel - okolice ronda ONZ. Wszystko fajnie, gdyby nie cena i to, że balkon jest od strony Jana Pawła, a więc szum, ryk ulicy i widok na plac budowy metra. I ceeeeeeena! Przyznać też trzeba, że przyzwyczailiśmy się do "luksusu" i każde mniejsze albo brzydsze niż obecne nas rozczarowuje. Pierwszy dzień poszukiwań niestety nie okazał się dniem ostatnim. Na pocieszenie poszliśmy najeść się sushi i było o tyle miło, że Pan z sushi nas już zna i słyszeliśmy, jak tłumaczył kelnerce "Na pewno futo chicken, nie chilli chicken, bo oni zawsze tak biorą". Potwierdziłam. "My tak zawsze biorą" ;-D

Na razie szukanie mieszkania odkładamy na kolejny tydzień, a tymczasem cieszymy się, że wyjeżdżamy na weekend i w piątek mamy już wolne :) To ciekawe, że w nasze plany urlopowe wtajemniczona jest nawet Telewizja Polska, no ale muszą wiedzieć, gdzie jesteśmy, gdyby nas chcieli chwycić w obiektyw przy okazji kręcenia Ojca Mateusza.

Ciekawa rzecz: Kiedy jakiś czas temu szukałam noclegów, dostawałam w odpowiedzi różne maile. Dużo maili. Kiedy znaleźliśmy odpowiednie miejsce, przestałam je czytać, a dziś przypadkiem otworzyłam jeden z nich. A tam wiadomość (nie wiem o co chodzi):


Dzień dobry Pani
Bardzo proszę o wybaczenie, jestem starszym chłopakiem i na dodatek zacofanym cywilizacyjnie. Widocznie przycisnąłem nie ten klawisz i wysłałem do Pani niepotrzebną wiadomość.
Przepraszam
pozdrawiam serdecznie
XXXXXX YYYYY
Biały Domek
Sandomierz
ps czuł bym się jednak wyróżniony, gdyby Pani zaszczyciła swoją osobą kiedyś Biały Domek

A więc po 2 tygodniach odpisałam, że na pewno kiedyś wstąpimy...


EDIT: Jędruś już wyczytał o prezencie. Ja nic nie wiem. Jaki prezent??? ;o)

wtorek, 2 lipca 2013

Małe co nieco

Mamy dobrą wiadomość dla naszych gości - będzie COŚ słodkiego. To na wypadek, gdyby np. tort nie dojechał. Tak czy siak będą też ciasta, co akurat dla mnie nie jest żadnym must have, bo ja na weselach jakoś ciast nie jadam, jeśli już - to po weselu. Wtedy dopiero przychodzi na nie apetyt, no ale skoro mama mówi, że MUSZĄ być ciasta na weselu, no bo po prostu MUSZĄ i koniec, to najwidoczniej dla Niej jest to must have, więc będą.

Odebraliśmy dzisiejszą przesyłkę, w której są meble na salę weselną. Przed nami zapewne kilka dni zabawy w stolarza, ale liczymy na Paulinę, dlatego też poprosiliśmy Ją, żeby przyjechała wcześniej... "Meble" są w kolorze takim jak koperty do zaproszeń, a więc ładne :D Można powiedzieć, że ten kolor tworzy po części motyw przewodni, chociaż do motywu się jeszcze nie umywa. A tymczasem, gdzieś w centrum miasta Jędrek siedzi i próbuje złożyć mebel do kupy, na próbę...

Zamówiliśmy pizzę z dołu, taka niby zwykła Margarita, a Jędrek woła z kuchni, że nawet rukola jest. Wow, skąd wiedzieli, że lubię? Moja radość z powodu rukoli trwała jednak tylko parę sekund, do czasu, kiedy zobaczyłam pierwszy kawałek. Postanowiłam zamieścić w tym miejscu małą ściągawkę: Rukola ma listki silnie podłużne, postrzępione, na upartego można powiedzieć, że to taki quazi-grzebień, tyle że dwustronny. Za to liście podobne do najzwyklejszych liści to najpewniej inne ziółko. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że zachodzi możliwość, iż jest to bazylia. Zwłaszcza, jeśli chodzi o pizzę. No więc wszamaliśmy margaritę z bazylią.

Dzisiaj zaprosiliśmy Agnieszkę i Agnieszkę (i Tomka), zostało nam już tylko 1 zaproszenie do wręczenia. Dziewczynom się podobały, Bruzdka zdziwiła się, że nie upchaliśmy na nich jeszcze podobizny Złotych Tarasów, bo tam była, jak dzwoniłam do Niej z newsem o oświadczynach. W tym miejscu przypomniałam sobie jeszcze treść smsa od Wioli w odpowiedzi na w/w wiadomość: "Zgódź się!"... Wiola jest urocza :D


poniedziałek, 1 lipca 2013

Protokół spisany

Może klamka jeszcze nie zapadła, ale można powiedzieć, że właśnie ją nacisnęliśmy. Opcje jak to zwykle bywa są dwie - skoro zamek wyszedł z futryny, wystarczy za klamkę pociągnąć i otworzyć, albo puścić - drzwi się zamkną. Oczywiście zgodnie uznaliśmy, że otwieramy :)

Ksiądz upewnił się, że nie jesteśmy szmyrnięci, niczego co niekatolickie nie nadużywamy i nie zatajamy (np. tego, co nadużywamy - w sensie: jeśli już ktoś ma coś do napitku czy do najadku, to powinien się podzielić). Nie obyło się bez chwili zawahania przy księdze bierzmowań - Gdzie byłaś bierzmowana? U nas? Tak, u nas (a w głowie: a nie w Hrubieszowie? Hm, chyba tam chciałam, ale chyba mama mówiła żeby tu, po co na nauki daleko jeździć). A w którym roku? Tu jest tylko Alicja Marta? Yyy... nie wiem (???) To widocznie gdzieś później byłam bierzmowana :) Protokół spisany, ogólnie z tego co widziałam sprawa potraktowana z humorem (kateheza, Girzycko, Suharskiego;)) Był mały problem z zapisem nazwy zawodu Jędrka, po czym ksiądz podsumował "Bo my tu najczęściej piszemy rolnik" :D

Co istotniejsze - daliśmy na zapowiedzi, które (u mnie) można będzie usłyszeć za tydzień i za 2 tygodnie. Liczę na to, że nikt nie wie o przeszkodach, o których chciałby powiadomić kancelarię parafialną ;)

Jaś podpisał umowę, na mocy której podejmuje się niesienia obrączek. Pokwitował własnoręcznym podpisem, a nawet odciskiem małego palucha:


Tutaj wygląda jak Wałęsa podpisujący porozumienia sierpniowe:


Nie ma wprawdzie długopisu z wizerunkiem Jana Pawła II, ale za to ma cienie do oczu, żeby postawić pieczątkę.

Ogólnie jest bardzo łasy na cukierki, więc pełnią one funkcję zapłaty.