czwartek, 31 października 2013

Drugi z długich weekendów

Drugi dla nas, bo tydzień temu urlopowaliśmy w piątek. Jutro też, a za tydzień wolny poniedziałek. Czyż to nie wspaniała kombinacja?

Zakochałam się w tej piosence:


i mimo, że włączyłam ją dzisiaj po raz tzrydziestyktóryśtam nie zdążyła mi się znudzić ;)

Nie będziemy siedzieć w Warszawie w weekend :D To jest pierwsza dobra wiadomość. Dostałam w prezencie buty :) To jest druga dobra wiadomość. A trzecia jest taka, że Jędrek zhackował własną stronę.


Już wiadomo o co chodzi z tymi świętymi na fb, a ja tam obchodzę Halloween. W tym roku postanowiłam przebrać się za jakąś urodziwą damę. Najzwyczajniej nie chce mi się szukać kostiumu.

wtorek, 29 października 2013

Nasza nocna sesja w Warsaw City

Niewiele brakowało, a zostalibyśmy z: 1 zdjęciem-zapowiedzią i dwiema miniaturkami z Polaroida. Tak oto fotograf Maciej R urządza sobie żarty kosztem wdzięcznych pozujących. Ewentualnym przyszłym klientom radzę uzbroić się w mocne nerwy... raczej na pewno się przydadzą. Aha, gdyby polecał "ciepło się ubrać" nie słuchajcie - robi to wyłącznie na podstawie obserwacji przez okno, z perspektywy ciepłego mieszkania, w efekcie czego z każdą klatką zrzuca z siebie kolejne warstwy odzienia - strach pomyśleć co by było, gdybyśmy spotkali straż miejską - mandat za nieobyczajne zachowanie murowany.




Było to nasze trzecie spotkanie z aparatem Maćka, jak sam zapowiedział - następna sesja chyba będzie ciążowa. Dopowiadamy: najpewniej spożywcza.



Nawet pracujemy na to konto i dzisiaj był sękacz w czekoladzie ;o)


 W rzeczywistości jednak spotykamy Maćka częściej, codziennie, kiedy odpalamy internet albo oglądamy tv... 


Czyż nie przypomina aktora z reklamy Play?


Nie jestem złośliwa, tym po prostu skutkują żarty :o)


a ponieważ zapowiedziałam, że zdjęcia okraszę własnym komentarzem, nie byłabym sobą, gdybym nie odniosła się do tego, co można znaleźć u Maćka. Otóż tak, mamy tryby "nocne zdjęcia w Warszawie", ale już inne miasta musimy programować ręcznie :P, w dodatku parasolki używamy tylko wtedy, kiedy pada ;)


Biedna Dominika, która w podzięce za pomoc otrzymała komentarz, jakoby wciąż myślała o złotym napoju w kuflu. Coś takiego! (no chyba, że fotograf miał na myśli siebie? :P)


Obiektywnie muszę jednak stwierdzić, że Maciek jako fotograf nie jest normalny, ale już jako Homo sapiens nie wykazuje jakichś większych odchyleń od normy. Ma nawet poczucie humoru (to zdanie jest typowym dupochronem, wiem ;))


Więcej zdjęć na blogu Maćka.

piątek, 25 października 2013

W Łazienkach juz jesień

W niedzielę spotkaliśmy nawet kilka wiewiórek, z którymi zamieniliśmy parę słów, a jedna przyznała, że listopad może nie będzie najcieplejszy, ale suchy.


No przecież ściemniam, jeszcze nas do reszty nie pokręciło. Wiewiórki zostawiliśmy w spokoju.
Wrzucam kilka zdjęć pt. Statyw debiutuje (nie wiem co jest, trzeci raz poprawiam z diebiutuje na debiutuje):


 i z ptasiej perspektywy:


Tu zaczyna się zabawa w niepowtarzalne ujęcia ze spadającymi liśćmi:

 

Ale liście średnio skumały o co nam chodzi


Poważni - bo my jesteśmy bardzo poważ(a)ni:


Poprawka (Jędrek nie zachował należytej powagi):


Poprawka nr 2: Jędrek nigdzie nie zachowuje powagi. No ale nic - zdarza się nawet w najlepszej rodzinie. Nie powiem, kto mi to podsunął, bo gotów się obrazić ;o)

Kocham mojego Męża :*

środa, 23 października 2013

Jak udzielić pierwszej pomocy?

Można to zrobić w ten sposób:




wówczas warto w zanadrzu mieć kawałek Bee Gees Stayin' Alive - najlepiej w głowie, w przeciwnym razie konieczne będzie przetransportowanie poszkodowanego w pobliże dyskoteki. Zakładam jednak, że może to być niewykonalne.

Jako że jestem świeżo po szkoleniu z pierwszej pomocy, które przeprowadzał p. Jakub Pawlak z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, postanowiłam dobrodusznie i wspaniałomyślnie się tą wiedzą z Wami podzielić (nie trzeba, nie trzeba dziękować! :P), a i raz do roku warto zrobić coś dobrego. Standardy dot. udzielania pierwszej pomocy przedmedycznej są modyfikowane średnio co 5 lat, zatem wiedza zdobyta - przykładowo - podczas kursu na prawo jazdy, może być mało aktualna, moja wymagała więc aktualizacji. Nacisk jaki na moim kursie prawa jazdy kładzie się na naukę pierwszej pomocy przemilczę. Pozwolę sobie stworzyć hipotetyczną sytuację, w której Wasze umiejętności mogą... (banalnie i pompatycznie) uratować komuś życie. Mózg żyje tylko 4 minuty po zatrzymaniu krążenia, dlatego tak ważne jest, żeby jak najszybciej je przywrócić. Ale zacznijmy od tego, co nas brzydzi, wzdryga i zniechęca, bo z reguły:

  1. Nie lubimy bezdomnych, pijanych, śmierdzących (jak się przewrócił to niech sobie leży)
  2. W miejscu wypadku jest duży ruch, więc "na pewno ktoś inny mu pomoże, ja się na tym nie znam/spieszę się"
  3. Nieprzytomny na bank jest nosicielem groźnych chorób i wirusów, więc najlepiej ominę go szerokim łukiem
jak sytuacja wygląda faktycznie:

  1. Może nie jest pijany, może ma cukrzycę i zasłabł, może i wypił, ale dopóki się co do tego nie upewnimy szkoda byłoby stawiać diagnozę, i może nie pachnie jak Majda Bekkali, ale zawsze może być jej dziadkiem ;o)
  2. Na 99% reszta pomyśli dokładnie tak samo
  3. Choroby, którymi zarażamy się przez chwilowy kontakt, dotyk (zanim zadzwonimy po karetkę) - przynajmniej w Polsce - są na szczęście rzadkie.

SYTUACJA NR 1 - DOROSŁY PRAWDOPODOBNIE STRACIŁ PRZYTOMNOŚĆ

A teraz, Drogi Czytelniku wyobraź sobie, że wyszedłeś do pracy, jesteś już jak zwykle 5 minut spóźniony, nie zdążyłeś dopić kawy, więc teraz lecisz chodnikiem, w deszczu i bez parasolki (dlaczego dziś!), wokoło tłum smutnych ludzi tak samo jak ty spieszących się do pracy. I co teraz widzisz? Zapewne nic - w końcu się spieszysz. "Na szczęście" ktoś obok niefortunnie nadepnął ci na sznurowadło, więc padasz jak długi na bruk (dziękuj, że nie w błoto) i rad nie rad musisz zawiązać buty ponownie. Jesteś pochylony, więc kątem oka dostrzegasz kogoś, z kim możesz się zsolidaryzować - ta osoba upadła dokładnie tak samo jak ty przed kilkoma sekundami. Ale nie klnie, ani nawet nie patrzy w twoją stronę.

Co powinieneś zrobić?

Sprawdź, czy oddycha. Spotkany przez ciebie człowiek oddycha, ale szybko i płytko. Prawdopodobnie tylko zemdlał, więc postaraj się ułożyć go na wznak i unieść nogi. Najpewniej zaraz wróci mu świadomość, ale nie pozwól mu usiąść. Jeśli oddycha, ale nie odzyskuje świadomości, ułóż go na boku, bo może zacząć wymiotować. Zadzwoń pod numer alarmowy 112 lub 999 i czekaj aż przyjedzie karetka. Jeśli się ocknie - rozmawiaj z nim i staraj się dowiedzieć jak najwięcej - kiedy do przyjazdu karetki znów straci przytomność, będziesz mógł przekazać cenne informacje o możliwych przyczynach zasłabnięcia.


SYTUACJA NR 2 - KTOŚ LEŻY NIERUCHOMO

Co powinieneś zrobić?


Podejdź na bezpieczną odległość, zapytaj co się stało. Nie odpowiada - ponów pytanie, potrząśnij lekko za ramiona. Jeśli nie reaguje zawołaj kogoś do pomocy. Zrób to konkretnie wskazując na osobę - wywołanemu głupio będzie się wykręcić, gdy cała reszta na niego patrzy. Udrożnij poszkodowanemu drogi oddechowe: ułóż na plecach i odchyl głowę do tyłu, aby broda była wysoko. Pochyl się i sprawdź, czy oddycha. Wytrzymaj 10 sekund - jeśli u spotkanego przez ciebie człowieka w ciągu tych 10 sekund nie usłyszysz oddechu to znaczy, że zatrzymało się krążenie i będzie potrzebna resuscytacja.
Teraz poproś swojego pomocnika (którego przed chwilą przywołałeś), aby zadzwonił po pomoc - będzie musiał przedstawić się, opisać w skrócie co się stało, podać miejsce wypadku, a jeśli potrafi - także najprostszy dojazd. Teraz - przynajmniej w teorii - zaczyna się sprawa dosyć prosta, chociaż wielu zniechęca. Nie twierdź już, że nie umiesz tego zrobić, po prostu przeczytaj, a kiedy zajdzie taka potrzeba (oby nie) - wykorzystaj to w praktyce:

Do przyjazdu karetki (jeśli poszkodowany nie zacznie prawidłowo oddychać) wykonuj na zmianę, bez zbędnych przestojów:

- 30 uciśnięć klatki piersiowej
- 2 oddechy ratownicze

Uciśnięcia klatki piersiowej wykonuj dokładnie na mostku, wyprostowanymi rękoma (splecione dłonie tak, abyś uciskał nadgarstkiem). Niech twoja ręka nie wędruje po ciele poszkodowanego, ale uciska 1 punkt, z częstotliwością ok. 100/minutę) - w rytm Stayin' Alive ;)

Oddechy wykonuj obejmując wargami usta poszkodowanego, na odchylonej do tyłu głowie (ważne udrożnienie dróg oddechowych) i przy zamkniętym nosie.

Masz pomocnika - zmieniajcie się co około 2 minuty, inaczej sam będziesz potrzebował reanimacji. Wykonuj resuscytację (jeśli nieprzytomnemu nie wraca oddech) aż do przyjazdu karetki - kiedy karetka przyjedzie, ratownicy będą wiedzieli co dalej robić. 

A co jeśli poszkodowany jest zakrwawiony, nieświeżo pachnie, brzydzimy się wykonywać sztuczne oddychanie? 

- Po prostu pomiń wykonywanie oddechów, za to bez przerwy, w rytmie 100/minutę, wykonuj uciśnięcia klatki piersiowej. Wg stanu obecnej wiedzy najistotniejsze jest wykonywanie uciśnięć, oddechy wykonuj tylko wtedy, gdy czujesz się na siłach (emocjonalnie).

Co zrobić, kiedy oddech wróci do normy?

Oczywiście cieszyć się, bo prawdopodobnie omdlałe ręce czeka zasłużony odpoczynek, ale przedtem:

- ułożyć poszkodowanego na boku, z nadgarstkiem pod głową - w razie, gdyby zwymiotował, niech się nie krztusi.
- monitorować, czy cały czas oddycha i czy leży przykładnie na boku.

Nie można zapomnieć także o zabezpieczeniu miejsca, zwłaszcza, jeśli jest to wypadek drogowy - potrzeba w możliwie najlepszy sposób oznaczyć miejsce wypadku i postarać się o przeprowadzenie resuscytacji krążeniowo-oddechowej w bezpiecznym miejscu. Powyższe instrukcje stosuje się u dorosłych oraz u dzieci po okresie pokwitania (zapewne większość z nas zdoła ocenić, z kim ma do czynienia). Trochę inaczej wygląda to w przypadku dzieci, tak jak i inne są przyczyny, z jakich zachodzi potrzeba resuscytacji dziecka, ale to już temat na odrębny post.

Dziękuję za uwagę. 

Mam nadzieję, że jeśli coś mi się stanie (puk puk!), zechcecie to przetestować. Jeśli będzie to jedyna okazja ku temu, by spotkać się z moją (nieodzowną, wiem :)) szminką - proszę się nie krępować. To może być ten jedyny moment! Ale proszę tego nie nadużywać :D




piątek, 18 października 2013

Przegląd Internetu 17-10-2013

Przyszedł już statyw do aparatu i niestety okazuje się, że nasze mieszkanko wcale nie wydaje się być małe - ono jest małe! ;o) Musieliśmy się trochę nagimnastykować, żeby zlewozmywak nie robił za tło, ale nie do końca nam się to udało... no ale to nic - w końcu statyw kupiliśmy po to, żeby robić zdjęcia w podróży, a nie po to, aby fotografować brudne naczynia. Proste? Proste.

Przegląd Internetu 17-10-2013

Żeby nie pisać ciągle o nas, postanowiłam zrobić przegląd Internetu - z gazet mam jedynie DGP, a przegląd jednej gazety do przeglądu prasy ma się tak, jak gitarzystka w DDTVN do misji tej stacji - niby coś tam pokazuje, ale gołym nomen omen okiem widać, że to tylko promil całości. Nawiasem mówiąc, słyszałam, że (nie wiem, czy to prawda) w jutrzejszym Dzień Dobry TVN gościnnie wystąpi pani Ludwika z Bierunia, która postanowiła otworzyć pierwsze gospodarstwo agroturystyczne w Bieszczadach, mimo że w Bieszczadach jest już wiele gospodarstw agroturystycznych, a sam Bieruń leży na Śląsku, jednak temat dobrze wpisuje się w ogólną koncepcję zaciekawienia, zaskoczenia i zatrzymania widzów przed telewizorami. Aha - Pani Ludwika, choć na co dzień jest osobą bardzo religijną, zgodziła się - w drodze wyjątku - popsioczyć nieco na Kościół (!) ale tym razem nie będzie to znany już powszechnie głos krytyki wobec księży-pedofilów czy biskupów nie do końca wiedzących, co z tym fantem zrobić, a wobec zgromadzenia sióstr Kamedułek, które w ogóle nie zechciały zabrać w tej sprawie głosu (!). Pani Ludwiki ponoć nie przekonuje argument o tym, że jest to zakon milczący.

A teraz zapraszam na przegląd Internetu.

Onet donosi, że w KK drastycznie spada liczba powołań, przyczyn czego upatruje się w emigracji i kryzysie demograficznym. Krzepiące przesłanie tej tezy jest takie, że wszyscy, którzy bardzo chcieli wejść na drogę kapłaństwa, a akurat wyjechali za chlebem, wrócą uświadomieni, jak ciężko jest zarobić na jaguara, jednak co za tym idzie - stawki za udzielanie sakramentów znacząco wzrosną. Ja jednak myślę, że oni się po prostu boją...

Interia kontynuuje dzieło "bliżej ludzi", dlatego przytacza informacje, które zainteresują każdego Polaka. Jest więc trochę o piłce nożnej (reprezentacja przegrywa, bo... - czyli kolejna próba interpretacji porażki Biało-Czerwonych), o pieniądzach (których się nie ma), a więc jak zaoszczędzić na prądzie bez tzw. wcinki i o ulubionych serialach familijnych (pytanie za 100 punktów: Które serialowe małżeństwo nie skalało się jeszcze zdradą? Mostowiakowie seniorzy się nie liczą, bo Basia w uzdrowisku, to kto wie...)

Wirtualna Polska jak zwykle na bieżąco z celebryckimi wpadkami: Edyta Herbuś pokazała zmarszczki na biuście, a dopiero potem sam biust. WP na weekend nie poleca Krakowa, za to uprzejmie donosi, że pociąg z Suzhou w Chinach do Warszawy jedzie zaledwie 14 dni, dlatego też poleca stolicę, nie wyjaśnia jednak, jak długo w/w skład wlecze się po polskich torach. Zielińska zaczęła niepokojąco zwiększać wymiary, a Pieńkowska po raz kolejny zażenowała. Do afery rangi państwowej urasta news o kryptoreklamie na blogu Lisa i kasowaniu wpisów przez jego autora. Osobiście uważam, że to kogo, kto i dlaczego reklamuje na swoim poletku jest jego przywilejem, ubolewam natomiast nad tym, że nie załapałam się na reklamę Powerade'a, bo może bym i kupiła.

Na o2.pl przegląd trzeciego sektora gospodarki, a zwłaszcza pracy i płacy: prostytutka w Polsce zarabia 24 tys. miesięcznie. Słabo - zarobki amsterdamskich koleżanek po fachu sięgają kilku tys. euro dziennie. Kraków i tu wskoczył na tapet, jednak tym razem jako polska stolica bezdomnych. Okazuje się, że Krakowianie to wcale nie tacy centusie - kilkanaście instytucji wspiera pozbawionych dachu nad głową i służy noclegami. Mam nadzieję, że do tej skarbony spływają wszystkie datki za płatną toaletę w niemal wszystkich punktach gastronomicznych (!)

Kto szuka miłości w sieci, a kto ją znajduje? Nie wiem, nie dotarłam do statystyk, natomiast łatwo zorientować się, kiedy miłości w sieci szukają mężczyźni, a kiedy kobiety - zdecydowanie szybciej na rejestrację w serwisie randkowym decydują się mężczyźni, którzy ufają, że znajdą tam swoją księżniczkę. Panie z reguły zaglądają tam dopiero po pierwszym (lub kolejnym) sercowym zawodzie. Dziś w serwisie swatka.pl wśród 5 nowych użytkowników jedna pani jest w separacji, jedna rozwiedziona, natomiast mężczyźni są młodsi i reprezentują jeszcze stan kawalerski. Nie wiadomo jednak, czy znajdą swoją miłość, bo tuż obok mamy użytkowników najbardziej popularnych (cokolwiek to oznacza, wszak "margaryna popularna" była jedną z tańszych margaryn), a najbardziej popularne są... dwie rozwiedzione panie.

Jako wisienkę na torcie zostawiłam stronę turystyczną, która pomimo jeszcze niewielkich zasobów zaczyna być powoli cytowana przez blogerów - to Ciekawapolska.pl  Znajdziemy tam opisy miejsc okraszone legendami i ciekawostkami - kto wie, czy w przyszłości nie stanie się ona poważnym konkurentem dla National Geographic? ;o) Jej facebookowy profil można polubić tutaj: Profil Ciekawapolska.pl, do czego szczerze zachęcam!

Kolejny przegląd Internetu już wkrótce! W programie między innymi: jak dużo przytyła Kasia Zielińska, czym znów zażenowała Jolanta Pieńkowska (newsy tego typu jesteśmy w stanie zapowiedzieć z dużym wyprzedzeniem!) a także o tym, co na to wszystko Abp Michalik.

wtorek, 15 października 2013

Beaty nie ma na fb :(

Jestem na odwyku :) Fb to zło - zabiera czas, ciągle ktoś pisze (np. taka Wera), albo dodaje dziwne posty (nie wymienię z nazwiska). Ostatnio widziałam ciekawą ilustrację takiego stanu rzeczy, nie pomnę gdzie był ten obrazek, natomiast przytoczę jego treść: E5ETHRJXGUUD

"Nie mam twittera, nie mam facebooka, za to biegam po ulicy i krzyczę co dzisiaj zjadłem, o której wstałem i że poniedziałki są takie straszne"

czy to normalne? Nie wiem, nie zabieram stanowiska, odpowiedzcie sobie sami. Na szczęście NIE MAM Z TYM PROBLEMU, bo nie widzę w/w postów (jest taka opcja wyłączenia aktualności od osób, które są monotematyczne :).

A więc dziś z rana zapowiedziałam, że mnie nie ma na fb, na co Marta z miejsca stwierdziła, że to porąbany pomysł, bo Agata kiedyś była, ale wytrzymała tydzień BEZ. Marta, ale ja przecież na więcej się nie porywam, aż na tydzień :D za to kiedy zaśmiewały się z czegoś, wiedząc, że jestem na odwyku, nie chciały mi pozwolić zerknąć nawet u Marty. Jednak trudno jest w pracy znaleźć przyjaciół :P

Dzięki mojej jednodniowej już absencji nie wiem jeszcze co przegapiłam, ale czasu faktycznie jakby więcej.

W sobotę byliśmy w Łodzi, u babci Jędrka, zawieźliśmy album ze zdjęciami ze ślubu. Czego tam nie ma... jestem pod wrażeniem tego niewielkiego (nasza kawalerka tego nie czyta - mam nadzieję) mieszkanka, jakże nietuzinkowo zagospodarowanego. Jestem urzeczona świecącymi tulipanami, maskotkami, alfabetem figurek, a nawet wielkanocną kurą (!)  i gdyby nie umywalka, nie poznałabym, że akurat jestem w łazience :) Zanim doszłam do obiadu zdążyłam już podjeść ciastek, cukierków, galaretek i owoców, a jako "przybrane dziecko" dostałam czekoladki, bo babcia Jędrka twierdzi, że o przybrane dziecko trzeba bardziej dbać :P

Jędrek wprawdzie obstawiał, że album zostanie potraktowany marginalnie, więc mile się zaskoczyliśmy. Jednak nie.

Jędrek: Babciu to będziesz sobie mogła do sąsiadki pójść i pokazać, gdzie byłaś na weselu
Babcia: A co Ty sobie myślisz, ja na rynek zaniosę. Co Ty myślisz, że nie? I do cukierni, tam mnie znają...

O i jeszcze opiszę reakcję na zdjęcie, na którym była babcia (w domu, przy błogosławieństwie):

Babcia: O i ja tu stoję, no gdzież to tak...
Jędrek: No ale jak? (?)
Babcia: No, taka uboga
Jędrek: A jak miałaś, ze złotem stać??

Wymiękam, ja kiedyś szerzej spiszę te ich dialogi ;)

Prawdopodobnie jutro przyjdzie statyw do aparatu, więc będziemy sobie pstrykać zdjęcia z odległości większej niż 70 cm, w dodatku razem.

Wczoraj odwiedziliśmy też Piotrka i Gosię, Gosia jest na etapie oglądania sukni ślubnych, a zatem jeśli mogę pomóc, służę zdjęciem zrobionym podczas naszej poślubnej wycieczki krajoznawczej:


Gosia, a więc gdyby interesowały Cię jakiekolwiek wyprzedaże, to koniecznie bierz ładniejszą niż ładna :o)

Poza tym póki nie ma śniegu biegam, ostatnio przemierzam okolice dolnego Mokotowa, zahaczając o Ochotę i Ursynów i jestem zdumiona tym, jak niewiele osób biega w godzinach popołudniowych. Przez historię z gwałtem w kabackim lesie jestem niezdrowo skrzywiona na punkcie swojego bezpieczeństwa, przez co latam z gazem pieprzowym w eleganckim różowym etui, i każdą próbę nawiązania ze mną kontaktu traktuję jako potencjalny atak. Piszę to na wypadek gdyby ktoś dostał po oczach zupełnie niesłusznie. Ale jeśli ktoś znów przed przejściem dla pieszych spyta mnie o godzinę, to albo psiknę tym gazem (skonsternowana of course), albo już nie wiem... co najwyżej mogę wyrecytować tętno, bo godziny to ja tam nie widzę.

Ach i jesteśmy już prawie 2 miesiące po ślubie... jak ten czas leci ;)

środa, 9 października 2013

Wrażeń ze ślubu i wesela część 7

Na początek jeszcze 1 zdjęcie z pleneru:

Jędrek (no chyba sobie żartujesz, ja, dżentelmen rangi Nicka Woostera, mam włożyć ręce do kieszeni?)
Beata (ale ja dobrze?? O tak zarzucić tą sukienką?)


Przygotowane przez nas menu:


Regulamin wesela:


Uśmiech Jędrusia na widok przyszłej żonki:


I Beaty, na widok przyszłego męża:


Sprostowanie: Miesiąc PO Paulina (z pełnym podekscytowaniem) pyta Jędrka (który podchodzi do tych kwestii jak do kiosku po gazetę):

- ale co sobie pomyślałeś, jak zobaczyłeś Beatę, podobała Ci się w tej sukience?
- nie zwróciłem uwagi na sukienkę, nie wiem... hmmm... wiedziałem, że będzie dobrze wyglądać...


Piotrek (Jędrek co Ty robisz, chłopie!)
Jarek (ślub jak ślub, od rana nie jadłem, kiedy będzie jedzenie?)
Jaś, którego ledwie widać, za to wyraźny uciesz na twarzy


Dokument urzędowy, schowajcie, żeby gdzieś w trakcie imprezy nie zginął. I przykładnie się bawić! ;)


...dlatego też drinki były bezalkoholowe:


cdn.

wtorek, 8 października 2013

Państwo P. po lepszej stronie mocy ;)

W piątek po pracy spakowani i gotowi wyjechaliśmy do Niepokalanowa, aby zaświadczyć o tym, że małżeństwo Państwa P. jest faktem. Zanim jednak przyszło do soboty - w piątkowy wieczór czekało nas jeszcze podpisanie dokumentów. Ksiądz proboszcz od razu wydał nam się znajomy - jak to dobry papcio, miał w sobie coś ze Świętego Mikołaja. Uprzedzam domysły - nie zrobił młodym prezentu i nie powiedział, że za przykazem Papieża Franciszka udzieli im ślubu za darmo. No bez przesady! ;o) Brzuch miał jak u Świętego Mikołaja ;) Taki typowy proboszcz, jeszcze ze średniowiecznych legend, który z miejsca wymienił 3 powody, dla których się spotkaliśmy, wśród których nie zapomniał wymienić celu wizyty, jakim jest "ulżenie portfelom..."

Podobnie jak ksiądz, który nam udzielał ślubu, tak i "Święty Mikołaj" zadziwował się nad Jędrka rzadkim imieniem. Ja niestety nowego podpisu przećwiczyć nie mogłam, bo dowód mam jeszcze stary...

Na stronie Gościa Niedzielnego znalazłam nawet zdjęcie proboszcza ;)


W sobotę zerwaliśmy się o 7.00, a o 8.00 byłam już u fryzjerki (Teściowa mi znalazła dobry salon :D) Wróciliśmy, spakowaliśmy co mieliśmy, a więc garnitur dla świadka, sukienkę dla świadkowej, sukienkę zapasową dla świadkowej (na wypadek wylania talerza zupy/upaćkania fontanną czekoladową/tortem) - hihi, dobrze, że nic jej się nie stało, bo Agnieszka mogłaby być niepocieszona ;o), 2 krawaty (zawiązane, przygotowane do założenia - przyznaję, jeszcze nie do końca ufam swoim umiejętnościom), koszulę, spodnie dla mnie na poprawiny, bluzkę, jakieś koszule i wszystko, czego nam potrzeba. Wczułam się bardzo w rolę i - zupełnie odwrotnie niż Paulina (!) - zaopatrzyłam się w torebkę większą niż wielkość dłoni :P tak, żeby móc zmieścić tam cokolwiek potrzeba. Dobrotliwego człowieka jednak z dala rozpoznają, zatem dostałam dodatkową parę rajstop i tabletek, telefon, portfel, błyszczyk... Z domu wzięliśmy zestaw do szycia, w tym 3 agrafki (ponoć nikt nie przyuważył, ale jak pytałam mamę Jędrka czy nie ma agrafek, to wtedy powiedziałam MAMO :P), zabraliśmy nawet Jędrka sandały, ale to całkiem przypadkiem ;)
Dojechaliśmy na miejsce, wypakowaliśmy co nieco, weszłam do łazienki celem odtworzenia chociażby w części tego, co potrafi Jon Hennessey... i tu zaczyna się najlepsze z najgorszego.

Macham pędzelkiem ciesząc się, że coraz profesjonalniej mi to wychodzi, tuszuję rzęsy tak, aby przypominały rzęsy Twiggy Lawson (przecież Jej nogi już mam!), korektoruję zielonym korektorem czerwone miejsca, po czym stwierdzam, że jestem dziwnie zielona na twarzy, jeszcze trochę pudru, jeszcze mocniej wywinąć kreskę (pisak z rossmanna to może nie eye liner Diora, ale przecież trzeba sobie jakoś radzić!), pociągam usta nową szmineczką, wtem słyszę z pokoju: "O... kurde! O nie...!" 

(Jędrek się ubiera)

wpadam do pokoju i widzę mojego męża, stojącego w lekkim rozkroku i usiłującego bezskutecznie zapiąć spodnie. Brakuje Mu "raptem" 15 cm! Odkładam szminkę i rzucam się na ratunek! Nie wiem, co musi dziać się w Centrum Zarządzania Kryzysowego podczas jakiejkolwiek katastrofy, ale 5 października to w pokoju 203 hotelu Lamberton przydałby się sztab kryzysowy. Nie wiem co mam robić, czy 3 agrafki, które przewidziałam na wypadek awarii sukni ślubnej cokolwiek poradzą, kiedy ewidentnie brakuje materiału!?  

- Przytyłeś!!!
- ale ja nic nie jem, więc raczej schudłem! To niemożliwe...
- Spróbuj wciągnąć brzuch! (sama nie wiem, co to da, ale wiem, że Świadek bez spodni to nie najlepsza atrakcja wesela, nawet, gdyby nie zaplanowali ciekawszej, i że raczej nie przejdzie pomysł wmówienia pozostałym gościom, że Jacyków twierdzi na ten temat coś innego).
15 centymetrów to nie 2, 5 ani 7, to o całe 15 cm za mało! :(

Rzucam okiem na łóżko, na pokrowiec od garnituru, gdzie coś jeszcze w środku leży i wołam...

- Wyłaź z moich spodni!!!

Można się było tego spodziewać... Moje nowe, zaprasowane w kant spodnie przewidziane na poprawiny, podobnie granatowe, udają teraz spodnie Jędrka... Jestem przekonana, że osiwieję jeszcze przed 30.!

Mogłam być pewna, że tego dnia nic mnie już nie zaskoczy. Ani to, że Grzesiek chciał wziąć siebie samego za żonę, że na 10 minut przed ślubem pojawiliśmy się na fejsie, ani nawet to, że Damian na poprawinowe śniadanie ubrał górę od piżamy :P Luz.



Wrzucam fotkę z bardzo znanym aktorem:




Na pytanie, czy mamy jakieś zdjęcia robione wspólnie z Jędrkiem, mój mąż odparł: Nie, bo moja żona fotografowała się jedynie z aktorami..."

Wpisaliśmy się do pamiątkowej księgi, gdzie cennymi uwagami zabazgraliśmy 2 strony (wszak jako starsze stażem małżeństwo możemy już udzielać mądrych rad), a resztę nocy spędziliśmy wdychając zapach kwiatów z bukietów dla Młodej Pary.

Wyjechaliśmy w poczuciu, że Państwo P. dobrowolnie i bez przymusu zawarli związek małżeński i na wieczór dotarliśmy do Warszawy.

Nie mogę tylko przestać myśleć o tym, że jestem zaledwie 15 centymetrów szczuplejsza od własnego męża!

piątek, 4 października 2013

Czas na miłość

Nie o to mi chodziło :) Byliśmy wczoraj w kinie (nie o to mi chodziło :) na filmie o takim właśnie tytule. Zostawię na ten temat kilka słów, ale zanim dojdziemy do samej projekcji, warto zatrzymać się na dłużej... w kolejce. W Multikinie zawsze są kolejki :) - w poniedziałki jest jedyna taka okazja, żeby obejrzeć film z Coca Colą, we wtorki z Lordem, w środę oglądamy film z Orange, w czwartki z papierkami po batonach, a w weekendy... w weekendy są drogie bilety więc do kina chodzą jedynie rodzice z dziećmi, którzy w tygodniu nie mają czasu, emeryci z wnukami (kiedy rodzicom się nie chce) i pary, które akurat odbywają swoją pierwszą randkę. Kino to niby banalna, a jednak taka bezpieczna opcja - w zasadzie niczego nie trzeba mówić, a po seansie wystarczy bąknąć co nieco o tym, że dobrze grali, albo że dobry mieli popcorn (polski film). Zawsze jakieś plusy. Jeśli mimo wszystko upierasz się, że chodzisz do kina w weekendy zastanów się, czy przypadkiem już nie zdziadziałeś, ewentualnie zrób test.

Ponieważ pogoda tak się zepsuła, miło jest pooglądać zdjęcia z "podróży poślubnej". W sumie pewnie w końcu ją opiszę w dużych ogółach, a zatem wrzucam 1 fotkę:




No więc jesteśmy w drodze do kas. Kolejek jest 5, jestem przeciwna aborcji, a Kalisz o mały włos rozdeptałby mnie kiedyś na chodniku, więc siłą rzeczy wybieramy tę z prawej. Wybór okazuje się słaby, bo każda osoba zabiera 10 minut, ale towarzystwo - godne pozazdroszczenia - ci z lewej kolejki z zazdrością zerkają na łysego pana, który - na razie tylko uprzedza - ale jak dojdzie do kasy i jego rezerwacja okaże się już nieaktualna a miejsca zajęte - zrobi rozróbę (!) Stoję przed nimi. Kątem oka widzę jak wymachuje rękami, a partnerka uspokaja, że przecież mają zarezerwowane miejsca 9. i 10. w drugim rzędzie, więc już obmyślam plan (skoro rezerwacja nie obowiązuje), że chyba my chcieliśmy tam właśnie usiąść :) Dziewczyna zapewne zastanawia się, dlaczego zabookowała miejsca sąsiadujące, no ale nic nie mówi (jeszcze faktycznie łysy zrobi rozróbę?) Szczęśliwie docieramy do kasy, tchórzę i biorę miejsca za nimi. Siadamy w fotelach i przez pół godziny zastanawiamy się, czy przyszliśmy na film, czy na reklamy. Nie puścili tej z miśkami polarnymi i coca colą, następnym razem bardziej naśmiecimy popcornem!

A teraz film: O dziwo, podkreślam - o dziwo - mimo motywu podróżowania w czasie, bardzo przyjemny. Chwilami zabawny, chwilami - refleksyjny. Do filmów, których bohaterowie podróżowali w czasie zraziłam się za sprawą Kate & Leopold, który miałam kiedyś kiedyś na płytach, i którego nie obejrzałam do końca. Na jednym z pierwszych spotkań z Jędrkiem (jeszcze nawet zanim tytułowałam Go swoim chłopakiem ;), a także dużo przed tym, kiedy całkiem nieźle udawaliśmy, że przypadkiem spotykamy się w drodze do pracy :D powiedziałam, że nie znoszę takich filmów, na co Jędrek odpowiedział, że On przeciwnie, a ten film był bardzo ciekawy. To dlatego chwilę później próbowałam wparować do tramwaju przez okno :P

Jutro wyjeżdżamy, wszystko już mamy. Nabyłam nawet żakiet (nie posiadałam żadnego, bo w ogóle w nich nie chodzę, nie lubię, źle wyglądam), ale nie wiem, czy się przyda - może być zbyt zimno. Na pewno będzie zbyt zimno i będę zmuszona włożyć po prostu płaszcz. I tak nie wiem, jak naprawdę wyglądam, bo mamy tylko 2 lustra w mieszkaniu, jedno mniejsze od drugiego, więc całościowo mogłabym obejrzeć siebie jedynie w windzie (to nie moja wina, jeśli coś nie będzie do siebie pasować, uprzedzam :))

Nie wiem w jaki sposób Infor zainteresował się tym, że zmieniłam nazwisko (nie zgłaszałam tego poza udokumentowaniem urlopu) i ot tak, sam z siebie, postanowił przysłać mi duplikat karty enel-medu. Jak się okazało - w intranecie też już mi zmienili nazwisko. Kilka dni temu ćwiczyłam nowy podpis na dokumentach praktykantki, nie jestem pewna czy to ja się podpisałam ;) Na dowód jeszcze czekam, a dziś uświadomiłam sobie, że prawo jazdy też powinnam wymienić. I OFE, i nie wiem co jeszcze. A mówią, że najwięcej formalności jest przed ślubem - g(uzik) prawda.



Marta - dedykuję Ci to foto, jako że jest "z rąsi" :-)

środa, 2 października 2013

Jak to jest?

...że kiedy wchodzę do sklepu z konkretnym zamiarem by kupić rzecz A, wychodzę z B w torbie, C pod pachą i D na sobie? Może jest na to jakieś naukowe wyjaśnienie, które pozwoliłoby mi z tym walczyć? Może jakieś rady, sposoby, namiary?