wtorek, 31 grudnia 2013

Poznań 2013 - krótki reportaż

Niezłe opóźnienie mamy - ostatni dzień roku, a wpis dotyczy... początku listopada. Na swoje usprawiedliwienie mam jednak to, że wpis jest wyjątkowo istotny, do pewnych wspomnień wracać warto, a nawet miło. Ale o tym za chwilę.

Dobrze byłoby też nie robić sobie zaległości z poprzednich lat. No dobra, książek jeszcze nie oddałam. Ale po Nowym Roku już zwrócę :)

Listopadowe weekendy w Poznaniu to już swego rodzaju tradycja, którą w pewnym sensie i w pewnym momencie podsycił Jędruś. Ale i do tego wkrótce dojdziemy :)

11 listopada wypadł na tyle fortunnie, że obyło się bez urlopu. To dzięki temu ani na moment nie musieliśmy opuszczać swoich miejsc pracy. Uf uf! ;)




Polecamy pieczone kasztany - smakuje to jak hybryda ziemniaka z orzechem włoskim, ale jedzone na ciepło ma swój niebagatelny urok. Przestrzegam jednak damy - ciężko się je obiera. Jeśli posiada któraś paznokcie zadbane, świeżo umalowane, lub po prostu chce, by pozostały w swoim kształcie - lepiej nie podważać skórki bez nożyka. Dziadostwo nie dość, że smoli i brudzi, to jeszcze wyjątkowo ciężko odchodzi!




A teraz trochę fotek z samego Poznania, na początek starówka. Zapewne wiele osób miewa tak, że kiedy wraca w to samo miejsce i ma w pamięci jakieś kadry zdjęć, dostrzega różnice. I tak chociaż poznański ratusz się nie zmienił, a i pora roku jest dokładnie taka sama - wędrowaliśmy tam i siam w miejsca. które odwiedzaliśmy poprzednio.



W Poznaniu, kiedy zawędruje się na ulicę Sierocą (bardzo blisko rynku) warto zajrzeć do małej knajpki - Cafe Secret. Wprawdzie wstąpiliśmy tylko na grzańca, ale było cicho, pusto i przytulnie. Zapamiętaliśmy przemiłą właścicielkę lokalu, ale szczególnie zachwyciły nas naścienne malowidła. Wszystko jest zrobione ze smakiem, ściany zostały ozdobione przez młodą dziewczynę, która, jak się dowiedzieliśmy, chce studiować na ASP.


Ostatnio byłam na warsztatach u Kasi T, zatem wykorzystam zdobyte umiejętności:

Sweter: znoszony Jędrka (taki, którego nie chce)
Getry: H&M, kolekcja cośtam cośtam
Buty: Ryłko
Dodatki: cholera, wiedziałam, że o czymś zapomniałam!

Okolice Poznania - czyli co odkryliśmy tym razem


Piramida w Łaziskach




Zamek w Gołańczy



najstarszy drewniany kościół w Polsce



...najstarszy zdaniem mieszkańców Tarnowa Pałuckiego ;o)


Bifurkacja rzek w Wągrowcu, a po polsku ich skrzyżowanie:




Wracając jednak do samego Poznania, odwiedziliśmy też Muzeum Instrumentów Muzycznych:



gdzie znajduje się odlew twarzy i dłoni Fryderyka Chopina:


a z okien widać kamienice:


Główne cele podróży

 

 Cel nr 1 - ROGALE ŚWIĘTOMARCIŃSKIE


Jak zwykle przepyszne:


Cel nr 2 -KŁÓDKA


I tak właśnie doszliśmy do sedna... Tu przed rokiem Jędrkowi gruchnęło coś w rzepce i nieoczekiwanie ukląkł przede mną, poprzedzając to dziwacznymi zapytaniami. Nie bardzo wiedziałam o co Mu chodzi, ale jak się okazało po niespełna roku - obok najprawdziwszego z prawdziwych diamentu pozwoliłam sobie dołożyć jeszcze jedną ozdobę. I tak oto jesteśmy małżeństwem, z ponadczteromiesięcznym stażem. Sceneria jest urocza nie tylko na oświadczyny, lecz także jeśli chodzi o wszelakie sesje fotograficzne. Statyw też spełnił swoje zadanie.


Kłódka jest w kolorze niebieskim, gdyby ktoś ją odnalazł na moście (opisy powinny zasugerować, że egzemplarz jest nasz) prosimy ją od nas pozdrowić. Zbliżenia na dedykację postanowiłam nie robić, bo... to by o nas za dużo powiedziało ;) Ale zawsze można ją tam odnaleźć. I pozdrowić :)


Pilnowałam jej przez całą noc:


aż do rana!


wtorek, 24 grudnia 2013

Święta Święta Święta :)

Dzisiaj już Wigilia :) Mój prezencik czeka pod choinką. Jędrka prezencik czeka też na rozpakowanie, a gabarytowo są porównywalne. Wiem, co jest schowane w czerwonym, ale co w niebieskim... hm? Wkrótce się okaże, bo do kolacji nie doczekają :D

Jesteśmy już całkiem spakowani, juppii!!! Tzn. jeszcze tylko swoje kosmetyki dorzucę. No dobra, to jesteśmy spakowani w połowie! Ale nic to, dzisiaj jest Wigilia :D więc dzisiaj już ruszamy na Skierniewice, a pojutrze z rana... ups, miałam przedzwonić i potwierdzić rezerwację. Dzwonię! O jaka miła babeczka :) Pani Grażyna :D Jutro będzimey już w górach :) Pani twierdzi, że na 12:00 idzie do kościółka, ale wróci zanim dojedziemy :) W sumie nie wiem, czy powiedziała, że na 12.00 bo nie dosłyszałam.

Aha, ostatni raz robiłam zakupy dzień przed Wigilią. Ostatni. Dlaczego wszyscy ludzie (jak ja) postanowili odkładać wszystko na ostatnią chwilę i tworzyć tłum w centrum handlowym? W domach siedzieć, mak ucierać, a nie po sklepach biegać... Nieroformowalne społeczeństwo :P

Jędrek dzisiaj złożył pierwszy autograf, jakiejś małej dziewczynce. Podpisał się obok Beaty Tyszkiewicz i teraz się chwali ;)

Wesołych Świąt!!!

No nie siedźcie przy komputerze, nie czytajcie mnie, bo Wam wszystkie pierogi wyjedzą :) Sami planowaliśmy Święta bez komputera, w głuszy, odcięci od świata... ale Jędrek sprowadził nas na ziemię. Generalnie jednak bierzemy wszystko, co mogłoby spodobać się włamywaczom :P Nie wiem dlaczego, ale chyba założyliśmy, że będzie to złodziej płci męskiej, bo swoje wypasione lusterko zostawiam.

środa, 11 grudnia 2013

Pieczemy pierniczki :)

W niedzielę byliśmy w Wedlu, okazało się, że moja legitka leżała sobie gdzieś na dnie szafy, w pudełku i trzeba przyznać, że się przydała. Kolejka przed fabryką mogłaby konkurować z tą przed Centrum Kopernika (nie wiem jak obecnie sprawa wygląda, może już nie ma takich tłumów jak kiedyś?). Hasła kierowane do obsługi w stylu „ja z akredytacją prasową” wypowiadane w obecności zmarzniętego tłumu aż proszą się o społeczny lincz. W razie czego, w zanadrzu miałam jeszcze Książeczkę Honorowego Dawcy Krwi :P Weszliśmy poza godzinami wejść, dołączyliśmy do startującej właśnie grupy i dotarliśmy przed stół z łakociami. W sumie to czekoladą pachniało już od progu…


Wiemy, jak powstaje czekolada, i o ile uda nam się sprowadzić z Ghany ziarna kakaowca, to też sobie wyczarujemy jakąś tabliczunię. A jak wyjdzie wystarczająco dobra, to zaczniemy coś rzeźbić. Na wedlowskiej „ściance” już się lansowałam, więc chyba mogę sobie uzurpować do tego prawo.




A tak wygląda czekoladowa witryna w Wedlu – serio jest CAŁA z czekolady. Choinka mierzy 260 cm i waży 380 kg – nie ma w niej żadnego stelaża – po prostu grube, czekoladowe warstwy… Wszystko, co tutaj widać, a więc obrazy, stolik, krzesło, filiżanka… są czekoladowe.





Na odchodnym dostaliśmy po łakociu i stwierdziliśmy, że może się gdzieś ruszymy, ale jedynym, co zarekomendował nam GPS była Fabryka Czekolady właśnie… więc stwierdziliśmy, że nie będziemy za daleko krążyć i wróciliśmy do mieszkania wypiekać pierniczki.

Pieczemy pierniczki :)

A właściwie to już upiekliśmy. Teraz bałwan leży na bałwanie, a pajac na pajacu i czekają na Święta, kilka dni wcześniej trzeba będzie je trochę przyozdobić. Twarde są obecnie jak kamień, ale mam nadzieję, że zmiękną. Okazało się, że pieczenie jeszcze bardziej spodobało się Jędrkowi, bo nie chciał odejść od stolnicy ;)




piątek, 6 grudnia 2013

Wszystkiego najlepszego z okazji mikołajek :)

Co dostaliście na mikołajki? Nie mówcie, że prezenty na mikołajki dostają tylko dzieci, bo to nieprawda. Każdemu należy się jakiś drobiazg 6 grudnia. U nas np. w pracy Ania dzisiaj obchodziła urodziny, więc wszyscy zostaliśmy obdzieleni słodyczami. Pech chciał, że wszystkie cukierki zostały wyłożone tuż za moimi plecami. Jutro będzie mnie bolał prawy bark, chociaż wcale a wcale nie podjadałam. Przynajmniej nie oficjalnie. Dopiero kiedy zakrztusiłam się malagą wydało się, że coś tam jednak skubnęłam.
Mam nadzieję, że każdy z Was zostawił dziś w nocy otwarte drzwi dla Świętego Mikołaja (w blokach ciężko o wystarczająco drożny komin). Złodzieje na pewno się obłowili :)


Na Mokotów Św. Mikołaj zawitał dzisiaj tylko do Jędrka – nie to, że nie byłam grzeczna, ale u mnie był już przed tygodniem, a zarzucił – jak na młodziutką, nieopierzoną kurkę domową przystało – mikserem. Chyba będę musiała teraz regularnie coś pichcić. Mikser jest bajerancki, sama wybierałam, więc prezent jest jak najbardziej trafiony. Troszkę inaczej było z dzisiejszym prezentem Jędrka… ale od początku. Noc z 5 na 6 grudnia była wietrzna i zimna, nic więc dziwnego, że z troski o to, by Święty dotarł pod właściwy adres, wichura budziła mnie kilkakrotnie. Podziw dla zręczności Świętego mieszał się z wątpliwościami o twardość snu Jędrka, a właściwości fizyczne paczki nie pomagały. Szeleściła jak jasna cholera. Normalnym jest, że nad ranem nastawia się wodę na kawę, a kiedy staje się to rytuałem, zalicza się go do grupy hałasów porannych oswojonych. Czyt.: hałasów, które są na tyle normalne, że nie zaburzają snu. Tak więc zintensyfikowanie hałasów przy pomocy czajnika zagłuszyło szelest paczki. Jestem świetnym strategiem – wiem! Ale wróćmy do poranka. Nie zamieszczę opisu budzącego się Jędrusia, ani tym bardziej nie wstawię zdjęcia, bo to widok szczególnie intymny. Nadmienię tylko, że tak rozkoszny widok śpiącego mężczyzny tylko mi jest dane oglądać :P I znowu się rozmarzyłam… Ech.

Tak więc Święty Mikołaj źle oszacował wymiary Jędrka – chyba nie wziął pod uwagę tego, że dzieci z roku na rok są coraz większe, a zapewne zmyliło go to, że Jędrek jest dziecięciem prawie trzydziestoletnim. Suma sumarum rękawki są przykrótkie i prezent trzeba będzie wymienić. Nie wiem tylko, czy da się wymienić same rękawy, aczkolwiek coś mi świta, że znam nawet kogoś, kto oferował takie koszulki, hitem mody ani kreatywności to to nie było, ale miało jedną zaletę – odpinane rękawy. Pech chciał, że Święty nie poszedł na łatwiznę i kupił w normalnym sklepie, bez dodatkowych funkcjonalności. Zapewne w najbliższym czasie zasilimy sklepowe kolejki pełne ludzi z nietrafionymi prezentami, żądających wymiany. 


Dzisiaj czeka mnie jeszcze wyrzucanie wszystkiego z szaf… Dostałam zaproszenie do Fabryki Wedla, i – co się zdarza naprawdę raz na rok – jednak trzeba odgrzebać legitymację prasową. Poprzednią na pewno wywiozłam do domu, bo wyglądałam na niej jak Arab, i wcale nie dlatego, że byłam w arafatce. Aktualna jest aktualnie nie wiadomo gdzie. Jesteśmy głodni czekoladowych atrakcji, dlatego trzeba ją znaleźć!
Wróćmy do wichury. Ksawery wciąż szaleje, w drodze do pracy przeskoczyłam przez 2 wywrócone z donicami choinki i 3 tuje. Od 3 dni trąbią o tym, że będzie wiać. Jędrek wychodząc do pracy nie zamyka okna. W sumie – to by tłumaczyło, dlaczego łóżko jest zwykle zaścielone tak, jakby ktoś to robił jedną ręką, w dodatku lewą. Nie żebym marudziła, nie ;)


 

Niedawno byłyśmy z Pauliną i Wiolą na basenie. Wiola jak to Wiola – zgubiła się 5 razy, zanim trafiła z recepcji, przez szatnię do wody i z powrotem. Paulina jak to Paulina – znalazła sobie zaciszny kącik.

Ja: O, a gdzie Ty idziesz, tu jest jakaś przebieralnia? (pomieszczenie 2x2)
Paulina: Nie, tylko ja tu się przebiorę
Wiola: Paulina się przed nami chowa, bo ona jest hermafrodytą…
Paulina: Że kim ja jestem?!
Ja: Afrodytą! Wiola mówi, że jesteś Afrodytą…
 

2 dni temu zrobiłam ciasto na pierniczki. Leży teraz w lodówce i czeka na pieczenie. Są choinki, renifer, pajacyki, dzwonki, serduszka, a nawet gwiazdki. Co z tego wyjdzie? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że da się upiec biszkopta w kombiwarze. Czy da się w nim upiec pierniczki – okaże się. Nie do końca ufam temu ciastu, bo wymagałam ratowania dłoni, które grzęzły w lepkiej miodowej masie. Strach pomyśleć co by było, gdybym była sama w domu :(