czwartek, 7 sierpnia 2014

Baklawa - przepis na tradycyjną bałkańską słodycz

Przepis na baklawę wpadł mi w ręce w zasadzie przypadkiem i w pierwszej chwili potraktowałam go jedynie jako ciekawostkę. Szukając przepisu na słodycz, którą mogłabym z okazji urodzin zaserwować Jędrkowi, który jak zwykle nieźle się nakombinuje, żeby umilić mi życie ;o) - trafiłam na baklawę właśnie. Oboje należymy do fan clubu tego przysmaku, zatem przyszła pora, aby zmierzyć się z przepisem.

Polscy blogerzy kulinarni mnie jednak rozczarowali - wśród polskojęzycznych przepisów znalazłam zaledwie jeden, który podawał składniki na ciasto i instrukcję jego przygotowania. Skorzystałam z cennych wskazówek Emilii prowadzącej bloga Turcjaodkuchni.blogspot.com, a po więcej - szperałam głębiej.

Pozostali podają przepis na "domową" baklawę przygotowywaną z gotowego ciasta filo... nie będziemy jednak chodzić na skróty.

Gorąco zachęcam do zrobienia baklawy w domu - ma mnóstwo kalorii, więc tyjcie na zdrowie! 
 


Składniki na ciasto:
ok. 5,5 szkl. mąki
0,5 szkl. mleka
0,5 szkl. jogurtu naturalnego
20 g proszku do pieczenia
3 jajka
szczypta soli
1 łyżeczka octu jabłkowego
3/4 szkl. oleju
150 g masła

+ ok. 3 szkl. mąki ziemniaczanej

Składniki na syrop:
2 szklanki wody
3 szklanki cukru
2 łyżki miodu
2 plasterki cytryny

+ szklanka posiekanych orzechów włoskich i garść posiekanych pistacji (niesolonych)

No to robimy. Uprzedzam - będą bolały rączki od wałkowania. Wyszły mi 33 cieniutkie placki. Jeśli postanowicie poszukać innego przepisu, zapewne przeczytacie "typowy turecki przysmak", "bałkańska słodycz", tradycyjny turecki wypiek" itp. Ja dodam od siebie jeszcze: "baklawa - ciasto, które robi się raz w życiu"... jak zrobicie - zrozumiecie ;-)

Na początek mąkę przesiałam i wymieszałam z proszkiem do pieczenia. Do dużego garnka wlałam mleko, jogurt, olej, wbiłam jajka, dodałam szczyptę soli i łyżeczkę octu, lekko roztrzepałam, a potem zaczęłam dodawać mąkę. Wszystko mieszałam łyżką do czasu, aż zrobiło się baaaaardzo gęste - wtedy hop na stolnicę. Podsypywałam mąkę, aż wtłoczyłam całą do ciasta, a to przestało kleić się do rąk.

Uwaga 1: Kiedy ciasto przestanie się kleić, robi się tak przyjemne w dotyku i aksamitne, że aż trudno przestać je miętosić!

Następnie ciasto podzieliłam na równe porcje - dokładnie 33. Jako formy użyłam tortownicy o średnicy 22 - do wywałkowania 1 placka wystarczy kulka wielkości orzecha włoskiego w łupince, zatem ciasta spokojnie wystarczy nawet na 40 placków. Ja tego nie wiedziałam, więc bardzo dużo odkroiłam i ścinki musiałam wyrzucić.

Sklarowałam masło. Kulki ciasta obtoczyłam w mące ziemniaczanej i włożyłam do lodówki na jakieś 20 minut, po tym czasie zaczęłam wałkować.

Wałkowałam, aż rozbolały mnie plecy. Do znudzenia... Wałkując kolejne kulki trzeba je obficie posypywać mąką ziemniaczaną. W blasze układamy cieniutki jak pergamin placek, przykrywając go kolejnym, co kilka warstw skropiłam klarowanym masłem. Po 11. warstwie oprócz masła wysypałam prawie pół szklanki mielonych orzechów włoskich, po kolejnych 11 plackach dałam drugie pół szklanki orzechów. Kiedy już wywałkowałam kulki i ułożyłam wszystkie 33 warstwy przypomniałam sobie, że... o niczym nie zapomniałam :)

Odkroiłam brzegi tak, aby placki dopasować wielkością do tortownicy i zamknęłam ją. Ciasto pokroiłam w romby i polałam resztą masła. Wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 165 stopni (termoobieg, więc myślę, że piekąc bez tej funkcji warto dać wyższą temperaturę) na jakąś godzinkę.

Uwaga 2: Dlaczego warto sklarować masło: w przeciwnym razie wylane na wierzch może się częściowo przypalać i psuć wygląd.

W trakcie pieczenia zrobiłam syrop - zagotowałam wodę z cukrem i miodem, po 20 minutach gotowania dodałam plasterki cytryny, gotowałam 5 minut, zestawiłam. Potem włączyłam jeszcze na 5 minut żeby się trochę zredukował.

Kiedy ciasto się już dobrze przyrumieniło i kiedy dwukrotnie upewniłam się, że dolne warstwy nie są surowe - wyjęłam i ostudziłam. Ostudzone ciasto polałam ciepłym syropem - na początek wylałam ok 0,5 szklanki syropu, po godzinie kolejną partię i jeszcze kolejną. Ogólnie miałam wrażenie, że baklawa już wystarczająco pływa w słodkim syropie, więc posypałam siekanymi pistacjami i orzechami włoskimi (nie zużyłam wszystkich do środka). I tak sobie pod przykryciem czekała na kolejny dzień.

Chcecie wiedzieć, ile to ma kalorii? Milion!!! I tak nie zużyłam wszystkiego syropu, a masła sklarowałam 150, a nie jak w znalezionym przepisie 200 g. Więc to takie trochę mniejsze zło, choć nadal zło ;o)

To Wy sobie teraz jedzcie oczami, a ja zabieram się za rozpakowywanie prezentów...

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawy przepis, na pewno go wypróbuję i podzielę się swoją opinią, dzięki za inspirację :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Ty nie będziesz się nudzić przez 30 sekund, a ja będę miała motywację, aby dalej pisać :)