środa, 26 marca 2014

Dostałam nominację do Liebster Blog Award



Dziękuję Taste Good za nominację do Liebster Blog Award. Jeszcze do wczoraj nie wiedziałam, że istnieje coś takiego, więc musiałam się z tym przespać, a teraz spieszę z odpowiedziami i własnymi nominacjami. Żeby trochę przybliżyć w czym rzecz, cytuję za Taste Good:

"Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował".

 Poniżej odpowiedzi na pytania, jeszcze niżej - nominacje, a pod nominacjami - pytania do nominowanych.



1. Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogiem?

Pierwszy post napisał się "sam", a potem to już poleciało ;)

2. Opisz siebie w 3 słowach

Jestem niezdecydowana. Kiedy kupuję kaszę, ślęczę przy półce dobry kwadrans, zanim wnikliwie przestudiuję etykietę i uznam, że jednak kupię ryż. Wtedy zaczynam studiować etykiety ryżu. Jedyną "rzeczą" na jaką zdecydowałam się w zasadzie od razu był mój Mąż. I o tym jest ten blog.
Mam sporo pomysłów i planów, ale słomiany zapał.

3. Czy wszystkie potrawy, które umieszczasz na Twoim blogu kulinarnym zawsze Ci wychodzą?

Wszystkie. Mam stuprocentową skuteczność kulinarną. Wprawdzie na blogu znalazły się raptem 2 przepisy... ale oba wyszły ;) PS to nie jest blog kulinarny - serio do tej pory nie wiem, czemu odpowiadam na te pytania :D

4. Czy zdradzisz mi jakiś kulinarny sekret?

Jak do ciasta na biszkopt dodasz niebieski barwnik, to ciasto wcale nie wyjdzie Ci niebieskie... Wyjdzie zielone. Ale jak przesolisz zupę, to... będzie za słona! :p

5. Ulubiony program kulinarny?

Oglądam tylko Gessler w akcji, ale nie lubię. Czasem podpatruję "Ugotowanych", ale tylko po to, żeby zobaczyć jak mieszkają i jak niecodzienne mają hobby.

6. Twoja ulubiona książka kucharska?

Mam taką wieeeeeelką książkę "Zimna kuchnia". Kiedyś wydałam na nią majątek, ale jeszcze nic z niej nie zrobiłam.

7. Jaką możesz dać radę komuś kto rozpoczyna przygodę w kuchni?

Nie czuję się kompetentna, by komuś radzić... nie umiem gotować (ale to już mówiłam?)

8. Twoje ulubione danie kuchni polskiej?

Najlepszą potrawą, jaką kiedykolwiek miałam w ustach były: pyzy z mięsem Mamy Agnieszki i kiszka ziemniaczana autorstwa Mamy Agnieszki. Można to zjeść tylko na Podlasiu, podaję adres: ... nie no żartuję przecież, co by na to powiedziała Agnieszka!!

9. Dokończ zdanie: W kuchni czuje się jak... ?


to zależy. Jak mam na sobie modny fartuszek-sukienkę Cooka, to czuję się jak pierwszorzędny kucharz na rozdaniu złotych chochli. Za to kiedy jestem zdrowo uświniona, to czuję się jak... (świnia)?

10. Co robisz w wolnych chwilach gdy nie ma Cię w kuchni?

Musiałabym być poza domem. U nas w domu nie można być nie będąc jednocześnie w kuchni ;) A robię różne rzeczy - biegam, zakupy i takie tam wygibasy.

11. Motto życiowe?

Musiałabym skłamać, że kieruję się jakąś maksymą. W ostateczności pewnie bym coś wygooglała, ale w dalszym ciągu byłaby to obca mi fraza, dlatego sobie odpuszczę.


A teraz moje nominacje. Postanowiłam je troszkę uzasadnić, inaczej nie wiadomo, dlaczego warto kliknąć - a kliknąć warto!

1. paletasmaku.blogspot.com doceniam przede wszystkim zdjęcia... i powiedzmy, że mam do tych przepisów zawodowy sentyment. Z czasów, kiedy Iza brała udział w pewnych konkursach na pewnym portalu.

2. mymankitchen.blogspot.com nominuję za płeć. Że w ogóle potrafi. I to w jakim stylu! ;)

3. www.muffinkarnia.com niesamowite zdolności i nietuzinkowe pomysły. Jeśli kiedykolwiek założę kulinarnego bloga (he he) z pewnością będzie to podobny blog łasucha odzwierciedlający charakter autora ;)

4. ewa-wkuchni.blogspot.com - Ewę bardzo lubię. Nominuję, chociaż wiem, że i tak jest znana z tego, że robi kulinarne cuda. Kilka przetestowałam i stwierdzam, że są "dla ludzi".

5. fitness-all-day.blogspot.com - nie jest to blog kulinarny, ale i tak jest o krok wyżej, bo ma dział "od kuchni". Fajnie prowadzony, doceniam!

6. zcukrempudrem.blogspot.com - struktura bloga dosyć prosta, ale to dodatkowa zaleta. Przepisy urzekające i naprawdę do zrobienia. Po ekranie lata sobie smakowity kursor.

7. pysznekaprysy.blogspot.com - tak powinno wyglądać smaczne jedzonko - w dodatku widać, że autorka przy zdjęciach za bardzo nie majstruje. "Dobra szama" obroni się sama.

8. osmykolorteczy.blog.pl - wejdźcie, a nabierzecie smaku :)

9. www.topika.pl - odskocznia od słodyczy. Ale to miła odskocznia i jest się czym zainspirować.

10. www.mlodazonka.pl - nie tylko przepisy, ale przy okazji ciekawe miejsca. Ładnie i zdrowo.

11. czterylewerecewkuchni.blogspot.com - sposób przygotowania jak na dłoni - dużo zdjęć na pewno ułatwia przygotowanie smakowitości. Naprawdę polecam :)


Nie wiem, jak Wy czujecie się z moim namaszczeniem, ja na przykład już widzę oczami wyobraźni, jak w eleganckich czerwonych szpilkach stąpam po mechłatym czerwonym dywanie. Gdzie ten dywan jest - jeszcze nie wiem, ale na wszelki wypadek szpilki już zakupię. Zwłaszcza, że są jeszcze wiosenne promocje ;o)

Drodzy nominowani - proszę o udzielenie odpowiedzi na 11 pytań:

 1. Jakiego dania do tej pory nie pory nie zrobiłeś/aś, bo wydaje ci się, że to zbyt trudne?
2. Gdyby słodycze nie zawierały kalorii, jakim smakołykiem zajadałbyś się codziennie?
3. Czy podczas gotowania/pieczenia podjadasz?
4. Jeśli na kuchence kipi mleko, a w TV leci kluczowa scena ulubionego serialu - ratujesz mleko czy starasz się nie tracić wątku filmowego?
5. Czy potrafisz zrobić chałwę? (jeśli tak, koniecznie podeślij przepis!)
6. Czy twoim zdaniem lody i gorzka czekolada to też słodycze? (niech ktoś temu wreszcie zaprzeczy! :P)
7. Jakiego sprzętu kuchennego najczęściej używasz? (łyżka to nie jest "sprzęt kuchenny")
8. Czy wiele czasu i uwagi poświęcasz na sfotografowanie efektów pichcenia? Czy zdjęcia poddajesz większej obróbce, odpowiednio aranżujesz tło?
9. Co jadłeś/aś dzisiaj na śniadanie?
10. Kiedy komuś nie smakuje danie, które przygotowałeś/aś:
a) zapowiadasz, że to był ostatni specjał, jakiego u Ciebie skosztował
b) z uporem maniaka przekonujesz, że danie jest hitem, a to gość nie ma gustu. Ew. robisz to już po jego wyjściu
c) przyznajesz się do porażki i obiecujesz, że następnym razem tego nie spalisz
d) ten problem Cię nie dotyczy - swojego jedzenia bronisz jak diamentów i nigdy z nikim się nie dzielisz
11. Czy w jakiś sposób promujesz swojego bloga w sieci? Jak?



sobota, 22 marca 2014

Zapraszam na sushi z kurczakiem :o)

To w dalszym ciągu nie jest blog kulinarny. Przynajmniej z 4 powodów:
  • brakuje tu tabuna bajeranckich przepisów popartych tysiącami komentarzy
  • brakuje mega profesjonalnych i wypasionych zdjęć
  • nie mamy warunków, aby pstrykać fotki w stylu vintage aranżacjom jedzenia na werandzie - czyt. nie mamy werandy :(
  • no i ja nie umiem gotować, ale to akurat pikuś. Podobno wcale nie trzeba umieć :-P
Nie uważam też, żeby sushi było potrawą tak wykwintną, że bez świeżej ryby nie damy rady, a jak damy, to je sprofanujemy. W ogóle nie uważam, że kurczak nie pasuje do sushi. Gdyby tak było, to zostałoby jeszcze coś na dzisiejszy wieczór. 


Cała zabawa zajęła nam w sumie niepełne 3 godzinki, pod warunkiem jednak, że nie liczymy porannego poświęcenia mojego, czyli zamarynowania kurczaczka.

Ladies and Gentelman - oto półprodukty:

Kurczak we własnej osobie, a konkretnie pierś kurczaka od babci, odpowiednio wcześniej rozmrożona. Gdyby babcia wiedziała, że Jej kurczak zadebiutuje w potrawie, której zapewne wcale nie miałaby chęci skosztować... ale na razie o tym nie wie ;o)


Kurczaczka umyłam, pokroiłam w paski, lekko osoliłam, opieprzyłam, zalałam sosem teriyaki, po czym znów trafił do lodówki. Przed zwijaniem w sushi został przesmażony na odrobinie oliwy, pod koniec smażenia dodałam jeszcze trochę sosu.

Mango:


Najlepsze, najdojrzalsze z możliwych. Pani w Supersamie przy Pl. Unii z niecierpliwością obserwowała, kiedy macałam jedno po drugim. Do finału wytypowałam 2 sztuki, aż wypatrzyłam drugą skrzynkę z owocami. Bawiłam się w macanie mango od nowa, wreszcie finalistów obwąchałam i dokonałam wyboru ostatecznego, bo najważniejszą rzeczą jest znalezienie naprawdę dojrzałego, lekko uginającego się pod paluszkiem owocu. Jeśli wiadomo, że będą z tym problemy - kupić można kilka dni wcześniej i poczekać, aż dojrzeje w domu. Dojrzeje na pewno.

Awokado:


Czyli macania ciąg dalszy. Większość owoców była albo zbyt miękka, albo zupełnie twarda. W przypadku awokado chodzi o to, aby znaleźć złoty środek, przy czym lepiej, jeśli jest raczej miękkie niż zbyt twarde. 

Sałata:


Serek Philadelphia:


Ugotowany ryż:


Ekspertem w dziedzinie ryżu jest mój utalentowany kulinarnie Mąż, także może nie będę się nawet próbować wymądrzać - o szczegóły dot. obróbki ryżu do sushi można śmiało molestować Jędrka, wiem, że chętnie pomoże :D

Mieliśmy też krewetki:


usmażone z dodatkiem czosnku. Ponadto nori, sezam, marynowana dynia. Zdjęcie całej produktowej rodzinki:


Z przedstawionych składników tworzyliśmy różne kombinacje, przy czym tak, potwierdzam - nie ma tu żadnej ryby :D


Zapewne nikt niczego nie przyuważył...


... tymczasem właśnie zwinęłam rolkę bez ryżu. Nie wiem, jak można było zapomnieć o ryżu. W dodatku zrobiłam to już drugi raz :P


Dziękuję za uwagę i mam nadzieję, że zainspirowałam kogoś do kulinarnych eksperymentów :)


poniedziałek, 17 marca 2014

Częstochowa marzec 2014

Od tygodnia straszyli, że brzydka aura wraca, a my niby znaliśmy prognozy, a jednak pozostawaliśmy sceptyczni. Dlatego też w weekend trochę nas wywiało... a konkretnie to wywiało nas do Częstochowy.

Po półgodzinnym krążeniu znaleźliśmy miejsce, którego szukaliśmy. Niedaleko Mstowa i Woli Mokrzeskiej, właściwie w lesie jest mogiła upamiętniająca mord na pątnikach z Warszawy zmierzających na Jasną Górę w 1792 roku:


nad samą Wartą, w Mstowie wznosi się Skała Miłości:


Tylko nie wiem, czy pamiętaliśmy o tym, aby się w tym miejscu pocałować. Ale strasznie wiało ;o)

W sobotni wieczór zostałam namówiona przez Jędrka do złamania słodyczowej abstynencji. Uraczyliśmy się taką oto czekoladą z lodami, musem i bitą śmietaną w Cafe Belg:


To była nasza trzecia wizyta w tym miejscu, a prawie za każdym razem, kiedy byliśmy w Częstochowie, zaglądaliśmy do Cafe Belg na kawę, herbate, albo właśnie na czekoladę (w Kazimierzu Dolnym przyjęliśmy inny styl turystyki kulinarnej - byliśmy razem dwukrotnie, za to w samej Herbaciarni u Dziwisza wypiliśmy po 5 czekolad. Paradoksalnie działo się to jeszcze przed ślubem, zatem widać jak wyglądała nasza dieta ;))

Wracając jednak do Częstochowy - w herbaciarni nabyliśmy na wynos zieloną kawę, czyli kawę niepoddaną jeszcze paleniu. No i chyba poczeka na gości... nie żeby było jej zbyt dużo, ale jest tak wyjątkowa ;) że żal pić.

Kiedy było wietrznie i deszczowo robiliśmy zdjęcia w zabytkowych pomieszczeniach domu Cioci:






W niedzielę odwiedziliśmy wujka Mirka i mam nadzieję, że zyskałam nowego czytelnika bloga :)

Potem szybkie zakupy w makro i głodni ruszyliśmy w stronę Skierniewic. Niestety tata dopieścił jedynie zmysły smakowe Jędrusia :P ale za to dostałam kaszkę na śniadanko :)


sobota, 8 marca 2014

Dzisiaj jest Dzień Kobiet :)

i obchodzę go już od wczoraj. W pracy dostałam kwiatka od kolegi z pokoju, w domu dostałam perfumy z kwiatkiem od Jędrka, a wieczorem czeka na mnie kolacja. Dobrze mieć w domu sushimastera ;o)

Sama też chciałam sprawić sobie drobny prezent, ale okularów fajnych nie znalazłam (wychodzi słońce, wiadomo, trzeba chronić oczy przed mrużeniem, a konkretnie przed zmarszczkami), no więc stanęło na tym, że będą hantle. Różowe ;)

Wszystkiego najlepszego! I niech każda Kobieta poczuje się dziś jak królowa :)


i niech ma tyle powodów do uśmiechu, ile ma ich Wiola! :)

czwartek, 6 marca 2014

Żaden sennik nie ogarnia moich snów

W ciągu trzech ostatnich nocy miałam dziwne sny. Śni mi się, że w skrzyni łóżka odkrywam cały wór zamrożonych pierogów, które - chociaż leżą tam prawie od roku - nie zdążyły nawet porządnie rozmarznąć. W kolejnym śnie jestem już sama i usiłuję w 15 minut spakować się na wycieczkę, bo cała grupa czeka już w autokarze przed domem. Akcja dzieje się w nocy (na 24:00 mam być gotowa na zicher, no ale oczywiście nie będę, nie ma opcji!) w domu na wsi, podczas gdy układ rzeczy w szafkach / pudełkach / szufladach jest z mieszkania warszawskiego. Czyli jak mówiłam - sny pokręcone, w dodatku nawet nie wiem dokąd miałam jechać.

Dostałam takie oto cukiereczki bardzo smakowe, prosto z Irlandii. Dziękuję, są naprawdę pyszne. Resztę (te, które tu widać) zostawiam na Wielkanoc, bo wczoraj zobowiązałam się do 40-dniowego postu od słodyczy.


Nie wiem jeszcze jak rozwiązać kwestię chałwy czy białej czekolady z kokosem... zaczynam się poważnie zastanawiać nad tym, czy kokos jako kokos w ogóle jest słodki. No raczej chyba nie? W chałwie jest sezam, czyli akurat wartościowe ziarno, nabyłabym chałwę bez cukru, ale nie sprzedają... no nie wiem doprawdy co z tym fantem zrobić. Chociaż wiem! Wezmę jakiś przepis na muffinki od Pauliny. Wczoraj nawet udowodniłam sobie, że jak w domu nie ma ani masła ani oleju, to muffinki też wyjdą. Zaskoczyło mnie jednak to, że przy zastosowaniu połowy porcji składników przewidzianych na 12 muffinek i tak wyszło mi ich 11. Chyba w środę popielcową dokonałam jakiegoś rozmnożenia pokarmu :)



Nie wiem, czemu ta po prawej ma taki dziwny wyraz twarzy. Może właśnie brakuje jej oleju ;)

Jędrek przygotował już część rzeczy potrzebnych na wyjazd dla Gosi i Piotrka - nie będzie to niestety szlak kościołów drewnianych, aczkolwiek trasa jest jeszcze w fazie opracowywania, więc możemy tam coś dorzucić wedle życzenia. Okazuje się, że aby zgubić się w terenie wcale nie trzeba wychodzić z domu. Zawsze można zgubić się na street view. Nawet 3 razy ;o)

Więcej szczegółów na razie nie zdradzam, bo chociaż zaprzątają Ich przygotowania do ślubu i wesela, na bloga też znajdą czas. Lepiej więc, żeby za dużo nie wiedzieli... Poza tym na samą myśl o miejscu może Im się zrobić strasznie zimno, więc już zamykam buźkę i milczę jak milczący kamień.

sobota, 1 marca 2014

Z wizytą w nawiedzonym parku

Pół roku temu jeszcze nie wiedzieliśmy, że nasze zdjęcia do ślubnej sesji plenerowej robiliśmy w parku, w którym straszy, dzieją się rzeczy anormalne, a znajdujący się tam pałac ma burzliwą, aczkolwiek też bardzo interesującą historię. Maciek nas nie uprzedził, że po wywołaniu zdjęć odnajdziemy jakieś zjawy, mgiełki i tym podobne postacie... A nie, to tylko mój welon! Taki sobie żarcik ;o) Dzisiaj postanowiliśmy odświeżyć wspomnienie opustoszałego pałacu i przywieźć kilka zdjęć. Poszło nam całkiem sprawnie, w końcu dysponujemy trybem "efekt starej fotografii" hehe :D

Ale najpierw dla przypomnienia okolicy, kilka słonecznych kadrów z końcówki lata.


a teraz świeżutkie, mroczne, ale jeszcze ciepłe... zdjęcia z dziś:


Podobno (ale to podobno) w parku jest miejsce zwane cyganką, w którym potrafią zgubić się ludzie, którzy od lat mieszkają w okolicach parku i skracają sobie przezeń drogę do pracy. Kilkuminutowy spacer zamienia się wówczas w kilkugodzinne poszukiwanie wyjścia i odpowiedniej ścieżki, chociaż do domu powinni trafić w zasadzie po omacku. Nam szczęśliwie udało się uniknąć zagubienia w czasoprzestrzeni, tzn. trochę czasu zmarnotrawiliśmy w Zamościu, ale umówmy się, że to się nie liczy.