niedziela, 31 sierpnia 2014

Nasze pierwsze grzybobranie :)

Wczoraj wieczorem Jędrek wpadł na szalony pomysł, aby wstać przed 5:00 i pojechać na grzyby. Czy wiecie, że o tej godzinie jest jeszcze ciemno? ;-) No to już wiecie.

Żeby nie było: nie znamy się na grzybach. Ale przecież szliśmy w ilość, a nie w jakość... Nazbieraliśmy 1,5 siatki, jak się okazało - głównie sitaków, które może nie się największym rarytasem, ale trafiły się też 2 maślaczki i kilka naprawdę dużych prawdziwków. Poza tym sporo podgrzybów, koźlaków itp.

Wracając jednak do jadalności grzybów: zbieraliśmy tylko te nieblaszkowe + jeden blaszkowy, którego tata Jędrka z miejsca nakazał wyrzucić (a teraz przebiera wszystkie zbiory :))

No więc chyba dobrze, że blaszkowe omijaliśmy. Kilka zdjęć z lasów Puszczy Bolimowskiej i radość z pierwszego znalezionego grzyba:




...Jędrek był specjalistą od małych grzybków ;o)




Te najładniejsze zostawiliśmy ku ozdobie lasu:



Najdorodniejsze okazy trafią do marynowania i suszenia:




W lesie spędziliśmy około 3 godzin, w tym w Nieborowie znaleźliśmy zaledwie kilka sztuk, za to najwięcej w Bartnikach. Tata pyta, co piszę na temat grzybów... Piszę, że razem z mamą świetnie sobie radzą z ich przebieraniem. My to się chyba tylko do zbierania nadajemy ;o) w razie czego jeszcze dozbieramy!

piątek, 29 sierpnia 2014

Widokówki z Agadiru

Może jestem nudna, ale Maroko jest spoko, więc ciągnę temat. Dzisiaj grad zdjęć z Agadiru, w którym spędziliśmy najwięcej czasu. Nie będę się za bardzo rozpisywać tym razem. Z trzech powodów.
  • źle się czuję i niewyraźnie widzę,
  • wszystko opowiedzą za mnie zdjęcia,
  • chciałam sobie pobiadolić.
To setny wpis na blogu. Julileuszowy :) Wypiję toast Gripexem.




Jeszcze krótki komentarz. Ta góra z podświetlanym napisem to Kasbah. Podświetlone zostały wyrazy "Bóg, Król, Naród". Gdzieś znalazłam tłumaczenie w innej kolejności. Jest błędne, bo chodzi o hierarchię.

W Agadirze znajduje się największy port sardynkowy na świecie, gdzie niemal każdego ranka restauratorzy licytują ryby i owoce morza. Jesteśmy wszak nad Atlantykiem. PS Atlantyk jest cieplejszy niż ustawa przewiduje i naprawdę można się w nim kąpać. Trzeba tylko uważać na jeżowce (Jędrek wrócił ze spuchniętą łapką) :( oraz śmieci. I ludzi, których są tam chyba miliony.

A propos historii chorej ręki Jędrka: sprzedaliśmy tę wersję mamie, jednak mama przedobrzyła i powiedziała Alce, że Jędrek miał spotkanie z jeżozwierzem. Alka stwierdziła, że jeżozwierze żyją tylko w bajkach i tak oto wydało się, że kłamaliśmy. Aha, Jędruś prosi, żebym koniecznie dodała, że wykazał się nadludzkim męstwem, więc - jakby co - serio nie uronił ani jednej łzy.

Marokańską miętową herbatkę leje się do szklanki z wysoka (co też mniej lub bardziej umiejętnie czyniliśmy). Służy to jej napowietrzeniu.

Opuncja jest pyszna, obrana na ulicy kosztuje 1 drh. 3 opuncje kosztują tyle co dywan od plażowego sprzedawcy. Dywan kosztuje złotówkę...

środa, 27 sierpnia 2014

Olej arganowy - złoto Maroka

Nikt nie wie dlaczego i skąd, ale to właśnie w Maroku i tylko tam rosną drzewa arganowe. Ciekawie wyglądają połacie wysuszonej ziemi, marnej trawy i tychże drzew. Kiedy ciągną się kilometrami, porastając wszystkie pagórki i dolinki, można ulec złudzeniu, że nikt nad tą kopalnią marokańskiego złota nie panuje, do czasu, aż... spotka się dziadka wypasającego na drzewach swoje kózki. Jesteśmy w Maroku, więc możemy się spodziewać, że skoro koza jest na drzewie, to znaczy, że fajnie wygląda. A to z kolei sugeruje, że ktoś zechce jej pyknąć zdjęcie. Ponieważ więc turysta w oczach dziadka jest chodzącą skarbonką, zapłacić musi i to nie raz ;o)




Musicie mi jednak uwierzyć na słowo, że parzystokopytne naprawdę na nim siedzą, bo niestety kiepsko widać. Dziadek nie pozwolił nam podejść bliżej. Pozyskałam za to jeden owoc, który tu za chwilkę zaprezentuję, i z którego miałam ambitny plan pozyskać olej arganowy. Plan spalił na panewce, bo - jako że jest to bardzo cenna sprawa - został skradziony na Jemaa El Fna. No nic, przynajmniej reszta "skarbów" ocalała.




A czy wiecie, jak powstaje to słynne płynne złoto Maroka, czyli olej arganowy? Mieliśmy okazję dowiedzieć się tego, zobaczyć z bliska, a nawet wziąć udział w ciekawym procesie. Jedni sądzą, że owoce arganowe zbiera się z kozich odchodów, bo kozy nie bez powodu upodobały sobie te drzewka. Dzięki temu skorupka jest na tyle miękka, że łatwo da się ją rozłupać. Wg innych teorii owoce są po prostu suszone i rozłupywane mechanicznie - nie wiem, jaką drogę przeszły te, których przetwarzanie mogliśmy obserwować ;o)

Rozłupane, wysuszone owoce mieli się razem z wodą w ręcznych żarnach, co daje pastę, która smakuje podobnie do masła orzechowego. Z pasty tej odciska się olej.





Na miejscu kupiłam jedną małą buteleczkę kosmetycznego oleju arganowego, na suku dokupiłam jeszcze dwie, w tym jedną półlitrową :D Stosuję go teraz na potęgę, wierząc, że upiększy i odmłodzi mnie o 10 lat!

A tak w ogóle to jestem chora i nie mam siły pisać, wiec dzisiaj tylko tyle.