wtorek, 30 września 2014

Zamek w Mosznej - nie zamek, ale też ładny

Zamek w Mosznej zamkiem nigdy nie był, a jedynie pałacem. Nie jest też szczególnie stary, bo wybudowany po 1896 roku, po pożarze starego pałacu Thiele-Wincklerów. Budowla jest jednak okazała i zdecydowanie "nie-polska". Tym, co ją wyróżnia są wieżyczki w liczbie 99 i rozmiar - posiada 365 pomieszczeń.

Na myśl przychodzi mi od razu porównanie z zamkiem Książ w Wałbrzychu, który ma ich ponad 400 i naturalnie... bazyliką w Licheniu, która szczyci się za to 365 oknami. Ktoś tu ewidentnie miał jakieś kompleksy.




Sama miejscowość o przepięknej nazwie ;o) Moszna leży niedaleko Opola, a dotarliśmy tam w poniedziałek (nie wczoraj of course, ale tydzień temu). Początek urlopu mieliśmy raczej zimny, wietrzny i deszczowy, za to w Mosznej - jak na złość - wyszło słońce. I nie mówię tego z przekąsem, bo naprawdę nie chciało się schować, przez co pałac był średnio widzialny od strony ogrodu.

Zatrzymam się więc jeszcze przy zdjęciach od frontu:




z niepowodzeniem starałam się zrobić selfie z zamkiem. No cóż - albo rybki albo akwarium. Zamku może nie ma, ale ja i owszem...




I jest sukces, mamy zamek:




Tak za to pałac w Mosznej prezentuje się od ogrodu:




Fotografii wnętrza zwiedzanych komnat z rozmysłem nie wrzucam, bo pałac trzeba odwiedzić. Internet wszystkiego odkryć przecież nie może!

Na Jurze spędziliśmy kilka dni, ale na dziś to tyle. Po więcej - zapraszam wkrótce :)

sobota, 20 września 2014

Święto kwiatów owoców i warzyw 2014


Na 37. święto kwiatów owoców i warzyw do Skierniewic jak zwykle zjechały światowej sławy osobistości: był Sawicki, Piechociński, Okrasa i ja. Poza naszą czwórką - licznie zgromadzeni mieszkańcy i ich goście. I to jeszcze nie wszystko, bo zapomniałam wymienić trzech zataczających się jegomościów, świeżo po kąpieli, bo z pianą w ustach. Oni też nie mogli przepuścić okazji, by nie spróbować tutejszej skierlotki, a skierlotka to taka szarlotka, tyle że ze skierniewickich jabłek.


.


Odchodzące od rynku uliczki wypełniły się straganami i gdyby nie fakt, że nie przejedliśmy jeszcze zeszłorocznych miodów, to na pewno skusilibyśmy się na kolejny. W ubiegłym roku zakupiliśmy też takie sprytne urządzenie do robienia sprężynek z ziemniaków, które można nabić na patyk i upiec. Wiecie, ile razy zdążyliśmy go użyć? ... no właśnie.

A teraz Sierniewice po zmroku:




 

 



Pieniążek z jabłkiem, dzieciak z jabłkiem... tylko Wokulski jakoś tu nie pasuje. Apeluję, aby wyposażyć Stasia w skierniewickie jabłuszko, jak na owocową stolicę Polski przystało!

O, tak lepiej:


piątek, 19 września 2014

Figi faszerowane serem blue

Jeśli ktoś lubi szybkie przekąski, przy których nie trzeba stać dłużej niż kilka minut, to jestem to ja. Przepis na figi z serem blue przywędrował ze Skierniewic, a może i z internetosfery do Warszawy, gdzie wypróbowała go już Marta N. Przekąska jest banalnie prosta, ale jakże smaczna. Podobno figi mają być jutro po 75 groszy w tesco, grzech nie kupić.




Figę wystarczy rozciąć na krzyż, tak jak pomidora do faszerowania. W środek wkładamy po kawałku camemberta i sera z niebieską pleśnią, owijamy plastrem szynki szwarcwaldzkiej i pieczemy około 15 minut w temp. 190 stopni. Gotowe!

Nie daję zdjęcia po upieczeniu, bo zostały zjedzone :)

Ostatnio dostałam od Wioli książkę:




co oznacza, że w dalszym ciągu przyjmuję prezenty urodzinowe. Można słać.


All of me... czyli piosenka, którą ostatnio wałkuję:




I znów mamy urlop !!!

poniedziałek, 15 września 2014

Opuszczone domy w Puszczy Kampinoskiej cz. 1

Słyszeliście kiedyś o tym, że w Puszczy Kampinoskiej stoją opuszczone domy, w których czas się jakby zatrzymał? Z których wyprowadzili się ludzie, lub których mieszkańcy zmarli, a gospodarstwem nikt się nie zajął? Widok ich wnętrz przypomina trochę obrazy znane z Czarnobyla - wszystko zostało tak, jak stało, jakby ktoś w pośpiechu stamtąd uciekł i nigdy nie wrócił...

A czy czytaliście kiedykolwiek relacje z długich spacerów po Puszczy Kampinoskiej, których opowiadacze wędrowali dzień i noc, przemierzając Duchną Drogę i odkrywając w/w opuszczone domy? Jeśli tak, na pewno już nabraliście apetytu na spacer w stylu Sherlocka. Ale uwaga: żeby je zobaczyć, naprawdę trzeba dłuuugo chodzić.

Nasz spacer w miłym towarzystwie Gosi i Piotrka trwał ponad 4 godziny, a opuszczonych domów napotkaliśmy zaledwie 2. Moim zdaniem pokonaliśmy jakieś 15 km, niektórzy twierdzą jednak, że nawet 24 :D Tak czy inaczej 4-godzinną przechadzkę najbardziej czuliśmy wtedy, kiedy ostatnia prosta wciąż okazywała się być przedostatnią prostą...

A dlaczego cz.1? Bo na pewno będę chciała tam wrócić. Jędrek upiera się przy Duchnej Drodze, ja staram się nie czytać kto i gdzie straszy, więc jak wszystko dobrze pójdzie, na pewno w niedalekiej przyszłości zawitamy jeszcze w "Kampinosie".




A to pierwszy, a zarazem przedostatni opuszczony dom na naszej trasie. Weszliśmy do środka, jednak nie byliśmy pierwszymi "gośćmi" - ktoś przed nami skutecznie przetrząsnął domek. Szkoda, gdyby nie ten bałagan, na pewno miałby prawdziwy urok.




Drugi, ostatni dom był zupełnie pusty, nawet nie weszliśmy do środka:




Nie oddalając się od ścieżki spotkaliśmy wiele uroczych grzybków, których oczywiście nie mogliśmy ze sobą zabrać. Chociaż serce bolało ;o)




Bardzo pilnowałam planu Kampinoskiego Parku Narodowego, który dostałam w czwartek. Mieliśmy jednak wrażenie, że jest to plan Puszczy Białowieskiej, bo tak też odpowiadał planowi ścieżek, którymi podążaliśmy...




Jędrek też próbował przypasować plan do ścieżki ;)




Przed nami (przed)ostatnia prosta...





Jeszcze mały bonus kilku zdjęć, jako że mój mąż jest świetnym fotografem przyrody. Nie tylko moim zdaniem. Waszym zdaniem również, prawda? ;o)