wtorek, 1 marca 2016

Jak NIE werandować dziecka?



Spokojnie, charakter bloga nie zmienia się w wór parentingowych mądrości, do radzenia komukolwiek jest mi naprawdę daleko. Postanowiłam jednak podzielić się kilkoma spostrzeżeniami na zasadzie "nie znam się, ale się wypowiem". Jeszcze jakieś 2 tygodnie temu nie zastanawiałam się czym jest to słynne "werandowanie dziecka". Zwłaszcza, że nie mamy werandy - to trochę tak, jakby łysy rozkminiał, czy włosy lepiej prostować czy kręcić. Ale przyszedł ten dzień, kiedy i do mnie dotarła ta wiedza tajemna. Za kilka dni czeka nas pierwsza wizyta kontrolna (tzn. Lenkę), więc warto by było, żeby się zaprzyjaźniła choć trochę z chłodnym powietrzem. Tym bardziej, że spacerów na razie nie uskutecznimy, bo czekamy na nowe dętki do wózka. Swoją drogą wózek stoi od kilku miesięcy w miejscu i powietrze mu z kół uszło. Ale wróćmy do werandowania, czyli co zrobiłam nie tak:

1. Przewinęłam dziecko (!) a ono najwyraźniej wolało się werandować w pełnej, ciepłej pielusze
2. Zapakowałam w kombinezon. Zapakowałam to trochę za dużo powiedziane - bobas ubrany w kaftanik nie mieści się w kombinezon. Za to elegancko się denerwuje (a dziwne, bo wdzianko miłe i wyjątkowo twarzowe)
3. Nie dałam jeść - jedzenie zostawiłam na rozgrzewkę po werandowaniu.

I tak do tej pory nasze urocze dziecko widzieli jedynie najbliżsi sąsiedzi i to przez okno ;) Wczoraj usłyszała je cała okolica. W końcu się zlitowałam, żeby do tego małego krzyczącego dzioba nie nawpadało mroźnego powietrza. Taras zamknęłam, maluszka utuliłam i poszłyśmy jeść. I wiecie co? Jadła z takim apetytem, że nie musiałam smyrać śpiocha w ucho, żeby szamał dalej. Ale dzisiaj werandowanie przeprowadziłam już na śpiocha...

3 komentarze:

  1. Werandowanie jest ważne, aby nasze dzieciaki były zahartowane i stopniowo przyzwyczajały się do "surowego", a czasem zanieczyszczonego powietrza - przynajmniej tak jest w okolicach, w których mieszkam. Jak na pierwsze werandowanie poradziłaś sobie doskonale, u mnie bywało gorzej - pamiętam, że podchodziłam kilka razy do wyjść z maluszkiem i zawsze mi coś przeszkodziło...
    Życzę cudownych chwil z maleństwem, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja w ogóle nie werandowałam. Julia urodziła się pod koniec listopada, wietrzyłam codziennie, czasami spała przy otwartym oknie (wiadomo wietrzenie trwało kilka chwil i nie było przeciągów).
    Po niecałych 3 tygodniach, ubrałam ją, włożyłam w wózek i wyszłam na 5 minut, potem na 10 i tak stopniowo dłużej... :)
    U nas więc obeszło się bez, choć też kazali, ale dla mnie to było dziwne ubierac dziecko, otworzyć okno a nie wyjść na dwór :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie werandowałam - gdy syn wyszedł ze szpitala był środek lata, z zabójczymi temperaturami po 40st (dopiero wieczorami, po zachodzie słońca wychodziliśmy na spacer). Nie wiem jak tu jest zimą, osobiścienigdy we Włoszech nie słyszałam o werandowaniu.

    OdpowiedzUsuń

Proszę zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Ty nie będziesz się nudzić przez 30 sekund, a ja będę miała motywację, aby dalej pisać :)