środa, 30 marca 2016

Dlaczego trzeba nosić dziecko w chuście?


Gwoli ścisłości: chusta to nie jest obowiązkowy element niemowlęcej wyprawki, taki jak chociażby łóżeczko. W sumie łóżeczko też nie - nam jak na razie służy jedynie za podstawkę pod przewijak. Ale jeśli już postanowicie, że na rzecz dziecka zrzekacie się jednego ze swoich szali, ew. kupujecie chustę z prawdziwego zdarzenia, to musicie nosić dziecko. Inaczej to jest nie fair.

Nie bez powodu chusta służy do noszenia - naprawdę zawiązanie jej z dzieckiem w środku i zajęcie wygodnej pozycji przed tv nie załatwi sprawy. Dziecko lubi być bujane, noszone, kołysane. Lubi być uczestnikiem wszelkich domowych wydarzeń. Zresztą na pewno da znać, gdyby nosiciel był za mało mobilny ;) Poinformuje również, gdyby coś było nie tak... Kiedy pierwszy raz zachustowałam się z Lenką od razu wykrzyczała "mamo, za gorąco!". Musiałyśmy więc zrobić rozbiórkę, bo długi rękaw w ściśle przylegającej do małego ciałka chuście to zdecydowanie za dużo.

A więc polecam Wam noszenie w chuście. Ręce wolne, można zrobić naprawdę wszystko: można swobodnie zrobić sobie kawę, umalować się czy zjeść. Bez płaczu. Tylko trzeba potem pamiętać, żeby z włosów powybierać okruchy. Szkoda, żeby maluch gromadził je do najbliższej kąpieli ;)

poniedziałek, 21 marca 2016

1. miesiąc za nami




Lenka awansowała oficjalnie i z przytupem, z noworodka na niemowlaka. Był pierwszy skończony miesiąc, był pierwszy bezowy tort i goście, którzy go spałaszowali i byłam ja, która go własnymi rękami ulepiłam. Ja, która go nie tknęłam i której nie wolno było nawet skosztować białkowej masy, czy aby dobrze się ubiła. Dlatego też nie powiem, że "beza mi opadła" albo "beza mi nie wyszła". Uznajmy mój debiut za udany.

Ciocie ulitowały się nad tym naszym biednym dzieckiem, które to poza karuzelą nie posiadało żadnych zabawek. Czy to już pora, aby kupić wielkie pudło na zabawki? Pytam, bom niedoświadczona w temacie.





Już chyba pisałam wcześniej, że Lenka rośnie ponad miarę. W miesiąc mamy 1.5 kg na plusie i coraz częściej zdarza się, że w połowie ubierania trzeba zawracać. A Lenka tego nie lubi O_O

Za nami też pierwsze spacery - te chustowe i te prawdziwe, wózkowe. Fajnie, że przy wózku mam uchwyt na kubek z kawą. Szkoda, że kawa wylewa się na wybojach. Fajnie, że wózek z ekoskóry, to i wytrzeć łatwo. Szkoda, że nie zabrałam chusteczek.

piątek, 11 marca 2016

Kiedy dziecko śpi...


Lenka lubi pozować do zdjęć - zawsze chętnie odwróci się (tyłem) głowy do obiektywu, za to kiedy nie ma się gdzie schować, a ja wyciągam telefon, wtedy zawsze zastanawiam się, czy na pewno urodziła się w chińskim roku małpy, a nie szczura :-/ Nasze dziecko ma bardzo bogatą mimikę.

I radar. Ostatnio coś mi się wymsknęło jakim to jest rozkosznym śpiochem. To prawda, podtrzymuję. Tylko coraz częściej to ja robię za łóżko. Nie wiem w czym rzecz, czy ją ten koszyk, wózek i łóżeczko gryzą w plecy? Na moich rękach czy na brzuchu potrafi spać godzinami, odłożona do łóżeczka chyba wyczuwa, że mama też ma ochotę się zdrzemnąć i od razu robi lament. Nie wiem jak to w końcu jest z tymi snami, czy takiemu noworodkowi może się już coś śnić? Może nie są to obrazy, ale emocje? Czasem podczas snu tak się przestraszy, wzdrygnie, że to musi być jakiś koszmar, który ją nawiedza. Może śni jej się, że ktoś ją zaraz gdzieś odłoży. Samą. No koszmar.

Poza tym rośnie jak szalona - zdecydowanie szybciej przybiera na wadze niż średnia polska. Myślałam, że jeden pajacyk zdążył się już skurczyć w praniu, a tu się okazuje, że skucha, bo maluch już zaczyna z niektórych rzeczy wyrastać.

O, dostaliście kiedyś kwiatka "w takim wypadku"? Ja dostałam w Dzień Kobiet. Siedziałam akurat w salonie kosmetycznym na paznokciach, przyjechał jakiś dostawca, każdej pannie z obsługi wręczył po tulipanie. Zmarnowanym, bo od rana woził w szoferce. I tak wracając z zaplecza z dwiema sztukami policzył wzrokiem klientki (dwie), pod nosem wymruczał "to w takim wypadku"... wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet!

Myślę, że gatunek męski ma się całkiem dobrze, nie zginie. Tylko męskiego pierwiastka w nim coraz mniej...


wtorek, 1 marca 2016

Jak NIE werandować dziecka?



Spokojnie, charakter bloga nie zmienia się w wór parentingowych mądrości, do radzenia komukolwiek jest mi naprawdę daleko. Postanowiłam jednak podzielić się kilkoma spostrzeżeniami na zasadzie "nie znam się, ale się wypowiem". Jeszcze jakieś 2 tygodnie temu nie zastanawiałam się czym jest to słynne "werandowanie dziecka". Zwłaszcza, że nie mamy werandy - to trochę tak, jakby łysy rozkminiał, czy włosy lepiej prostować czy kręcić. Ale przyszedł ten dzień, kiedy i do mnie dotarła ta wiedza tajemna. Za kilka dni czeka nas pierwsza wizyta kontrolna (tzn. Lenkę), więc warto by było, żeby się zaprzyjaźniła choć trochę z chłodnym powietrzem. Tym bardziej, że spacerów na razie nie uskutecznimy, bo czekamy na nowe dętki do wózka. Swoją drogą wózek stoi od kilku miesięcy w miejscu i powietrze mu z kół uszło. Ale wróćmy do werandowania, czyli co zrobiłam nie tak:

1. Przewinęłam dziecko (!) a ono najwyraźniej wolało się werandować w pełnej, ciepłej pielusze
2. Zapakowałam w kombinezon. Zapakowałam to trochę za dużo powiedziane - bobas ubrany w kaftanik nie mieści się w kombinezon. Za to elegancko się denerwuje (a dziwne, bo wdzianko miłe i wyjątkowo twarzowe)
3. Nie dałam jeść - jedzenie zostawiłam na rozgrzewkę po werandowaniu.

I tak do tej pory nasze urocze dziecko widzieli jedynie najbliżsi sąsiedzi i to przez okno ;) Wczoraj usłyszała je cała okolica. W końcu się zlitowałam, żeby do tego małego krzyczącego dzioba nie nawpadało mroźnego powietrza. Taras zamknęłam, maluszka utuliłam i poszłyśmy jeść. I wiecie co? Jadła z takim apetytem, że nie musiałam smyrać śpiocha w ucho, żeby szamał dalej. Ale dzisiaj werandowanie przeprowadziłam już na śpiocha...