poniedziałek, 8 lipca 2013

Dzień dobry, chcieliśmy popływać Wielkim Łabędziem

Mijający weekend to ostatni odosobniony przypadek sekwencji kilku następujących po sobie dni, kiedy nader rzadko (a może wcale?) nie używaliśmy słów: ślub, wesele, musimy, zdążymy / nie zdążymy, zadzwonić, zarezerwować, zorganizować, wydrukować, pomyśleć, zaprosić, zrobić, dopytać i kupić. Ogólnie nie robiliśmy niczego poza wypełnianiem obowiązku relaksowania się, a także zobowiązania podjętego względem gości. Zapewne w ogóle nie kojarzycie, co mam na myśli, a nasze zaproszenie ciepnęliście gdzieś na półkę, lub w najgorszym przypadku służy jako podkładka pod kwiatka. Uprzejmie przypominam, że na zaproszeniu wspominamy o 10 wycieczkach, a więc - aby nie być gołosłownymi - GDZIEŚ musieliśmy pojechać :)


Legenda dla dociekliwych: ten budynek z pierwszej foty na nóżkach to oczywiście Infor, a jakże :D Ten kościółek za nami to mój kościół parafialny, w którym odbędzie się nasz ślub (już za 6 tygodni...), za to kwiatki podczas oświadczyn to zupełna ściema, ale pierścionek prawdziwy :) :) :)

Gdzieś tam z boku / z tyłu / pod spodem jest prośba, żeby potwierdzić obecność i z tego miejsca proszę wszystkich, którzy jeszcze się nie zdecydowali, żeby to zrobili, bo inaczej ominie Was to, co najlepsze :D A co będzie najlepsze to nie powiemy, bo zepsujemy niespodziankę ;) He he he :P

 Do zamku Krzyżtopór wybraliśmy się na rowerach. W sumie zrobiliśmy ponad 80 km, Jędrek podsumował to słowami "Więcej na rower nie wsiądę. Nigdy".



Wracając do tematu ślubnego - o ślubie / weselu nie gadaliśmy, za to jednocześnie śniło nam się, że to właśnie JUŻ. Mój sen to był jakiś koszmar, generalnie chodzi o to, że (we śnie) byliśmy dzień po ślubie i weselu, a ja nie pamiętałam ani jednego ani drugiego. Masakra! Nie pamiętałam ani tego, jak wypowiadałam słowa przysięgi, ani przebiegu wesela, no po prostu nic! Zaczęłam się zastanawiać, czy to w ogóle jest możliwe, żeby stało się coś takiego, że jakaś część życiorysu jest kompletnie wyrwana z pamięci. Jędrek twierdzi, że RACZEJ jest to niemożliwe...

W Sandomierzu spotkaliśmy Artura ;)


nie bardzo miał jak z nami porozmawiać, bo akurat wsiadał na rower :P


Spójrz Kochanie, wcale nie wybrałam tych kompromitujących :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Ty nie będziesz się nudzić przez 30 sekund, a ja będę miała motywację, aby dalej pisać :)