sobota, 31 sierpnia 2013

Wrażeń ze ślubu i wesela część 5

Odcinek pt. Któż nie lubi rozpakowywać prezentów...


Ewidentnie uznaliście, że na książkę nie zawsze jest czas, za to alkohol każdemu życie umilić potrafi ;) Cała świta trunków została wprawdzie w Metelinie, zabraliśmy jednak ze sobą 4 flaszeczki, z czego na dzień dzisiejszy zostały 3. Przywieźliśmy także kilka książek. Jeśli ktoś jest zainteresowany tym, czy jego mózg jest bardziej kobiecy czy bardziej męski, oraz dlaczego odwracam mapę do góry nogami, podczas gdy Jędrek czyni to w głowie, polecam: Dlaczego mężczyźni nie słuchają, a kobiety nie potrafią czytać map. Oboje wykonaliśmy test, z którego wynika co następuje:

  • mózg Jędrka jest bardziej męski
  • mózg Beaty jest bardziej kobiecy

Dlatego też Jędrek odbierając telefon od mamy przycisza/wyłącza telewizor, a Beata - przez dobrze wykształcone podniebienie - szybko uzależnia się od słodyczy.

Jedna z otrzymanych butelek zainteresowała nas szczególnie:



A oto co znaleźliśmy w środku:



Very funny!!! :-D

Bardzo miłą pamiątką będą wszystkie dedykacje, które otrzymaliśmy w kartkach z życzeniami oraz w książkach - schowaliśmy je w pudełku z pamiątkami ślubnymi, i bez obaw, nie wyniesiemy ich ani do piwnicy, ani na strych, by uległy zapomnieniu (bo nie posiadamy ani piwnicy, ani strychu! ;)

W pracy pojawiłam się zaledwie na 1 dzień, po czym dostałam zwolnienie lekarskie i narkotyki, które mają zwalczyć zapalenie zatok. Pytam Jędrka, czy wzięłam już dzisiaj tabletki w porze obiadu. Jędrek: Nie było obiadu... :( Oczywiście teorii na temat przyczyn mojej choroby jest wiele, ale nie będę ich wymieniać ;P W pracy czekały na mnie niespodzianki i prezenty, także własnoręcznie wykonane (dzieło Anety). Wszystkie bardzo nam się podobają (Pawle - półmiski także:))

A teraz jak na porządną żonę przystało, muszę wynagrodzić Mężowi brak obiadu. Kochanie, oczywiście, że pozwolę zabrać się do restauracji! (2)5 minut i jestem gotowa! ;)

Bye!

piątek, 30 sierpnia 2013

Wrażeń ze ślubu i wesela część 4

Odcinek pt. Jaś - 2 lata i 2 obrączki




Tego małego uczestnika ślubu (niestety wesele przespał!) nie dało się nie zauważyć i nie usłyszeć - Marta twierdzi, że przed składaniem przysięgi wyrywał się krzycząc "Nieee!" Ja tego nie słyszałam, powtarzam co zasłyszane ;o) Jędrka jednak lubi, więc nie rozumiem, dlaczego miałby zgłaszać sprzeciw, chyba, że to właśnie dlatego, że... ech, słowo się rzekło i wujek jest już oficjalnie cioci, więc teraz to już po ptokach!

Jeśli ktoś jeszcze uważa, że dwuletnie dziecko jest za małe, by nieść poduszkę z obrączkami, to najwyraźniej ma za małe dziecko ;) To "nasze" okazało się w sam raz :D



Trochę sobie podreptał tu i tam, w końcu kto jest tu najważniejszy? Oczywiście, że Jaś! "Patrzcie na mnie":

W pewnej chwili próbował zdezerterować, ale chłopaki skutecznie go od tego odwiedli. Kiedy oddał poduszkę Jarkowi, Piotrek miał powiedzieć coś w stylu "Ty Jasiek zobacz - ktoś Ci poduszkę ukradł! To twoja poduszka!" - podziałało :D

Udało się jednak uchwycić moment, w którym dumnie prowadzi nasz orszak :)



Nie robi tego za free - wie, że czeka na Niego obiecana paczka smakołyków ;o)

czwartek, 29 sierpnia 2013

Wrażeń ze ślubu i wesela część 3

Odcinek pt. "Dobrze, że nie wzięliśmy normalnego fotografa..."

 



Zacytowałam tu słowa mojego Męża, które były reakcją na zdjęcia z naszego dnia, jakie Maciek Repecki umieszcza na swoim blogu. Ale to zaraz wyjaśnię. Zanim dotarliśmy do Maćka, przejrzeliśmy oferty kilkunastu innych fotografów - ich zdjęcia były dobre jak muffiny Pauliny (Kochana to świetnie, że jesteś daleko, gdzieś na mazurskich wodach! :D) - generalnie czegoś im brakowało... Nawet teraz, kiedy przeglądamy fotografie ślubne firm fotograficznych z Hrubieszowa i okolic cieszymy się, że nie wybraliśmy żadnej z nich. Oboje jesteśmy więc zadowoleni z efektów pracy Maćka, który ewidentnie zna się na rzeczy (i wcale nie piszę tak dlatego, że Maciej jest jeszcze w trakcie obrabiania naszych fot! :-P) Podgląd sesji plenerowej celowo wrzucił późną nocą, żebyśmy koczowali od rana (bo obiecał że będą na wczoraj)...

Na początek - plener


Na sesję plenerową nie mieliśmy kompletnie pomysłu. W mojej głowie zrodził się co prawda plan wciśnięcia nas dwojga do Bociana tudzież Puchacza, tylko gdzie miejsce dla pilota? (moje umiejętności są jeszcze czysto teoretyczne ;)) Zdaliśmy się więc na pomysły fotografa. Miałam małe obiekcje jeśli chodzi o Zamość z uwagi na miliardy zdjęć ślubnych na tle ratusza, okazało się jednak, że Maciek wcale nie miał na myśli rynku.


Ku naszej radości nie było też tak upalnie jak się zapowiadało, więc cała sesja była naprawdę przyjemna.


Maciek zna dużo ciekawych miejsc także w okolicach Zamościa, czego również mieliśmy okazję doświadczyć. Na swoim blogu określił nas mianem przebiegłych... nie pozostaniemy dłużni! ;) Wiecie, jak wygląda Maciek w pracy? Oto krótki rys Jego postaci:

Koszulka, szorty, wygodne buty, zawadiacki śmiech którym sugeruje, że ma nad nami tę przewagę, że wygodny strój Go nie ogranicza i plecak na plecach. Do tego jakieś dziwne okrągłe coś, co nawet udało mi się poprawnie złożyć. Nie wiem, jak fachowo się to nazywa, ale w połowie sesji okazało się, że to ma kilka stron (?), lecz kiedy zapytał Jędrka: masz to z drugiej strony złote? (było srebrne, a po drugiej stronie białe) spojrzeliśmy po sobie czy aby na pewno nie ma uszkodzonego chromosomu X... wtem jednak rozsunął to cudo, które okazało się być czterostronne ;) Jego cechą charakterystyczną jest błędny wzrok, który sugeruje, że akurat szuka inspiracji oraz chaotyczne pląsy, podczas których łapie światło. Za normalnego uważaliśmy Go dopóty, dopóki nie wyciągnął z plecaka czarnego pudełka, które na potrzeby sesji nazwał "starym aparatem" i nie stwierdził, że zrobi tym pudełkiem zdjęcie retro... Niby MacGyver potrafił wysadzić budynek przy pomocy kawałka peta i spinki do włosów, jednak pudełko Maćka wciąż wydaje mi się mocno podejrzane :/ Przyznaję, kombinowaliśmy jak bezszelestnie podmienić jeden z Jego aparatów na nasz, jednak kiedy zwizualizowaliśmy sobie Maćka płaczącego za swoimi zabawkami - odpuściliśmy. Aż tak okrutni nie jesteśmy, zresztą co można zrobić z roztrzęsionym fotografem? Woleliśmy dokończyć sesję :D




CDN...

wtorek, 27 sierpnia 2013

Wrażeń ze ślubu i wesela część 2

Ale mi miło - jak mi statystyki wzrosły! Pewnie chcecie wyprzedzić ten moment, kiedy przyłapani podczas wesela w niekoniecznie zadowalającej Was pozie traficie na stronkę - nie uda Wam się! He - i tak jesteśmy pierwsi. Zresztą mamy już dwójkę faworytów, nie macie szans z jedną Ciocią ani z jednym Panem w wysokim kapeluszu ;)

Odcinek pt. Wodzirej i jego szajka

 



Zacznijmy od rozwiązania zagadki (Panie Bartoszu, prosimy o wyjaśnienia i lepiej, żeby okazał się prawdziwy, bo inaczej przegrałam zakład! :))

Czy Wodzirej wygląda tak perfekcyjnie jak wygląda, czy też ten gustowny brzuch to atrapa (poduszka?) Wujkowie, jeden z drugim plus kilka niedowiarków do kompletu uparli się, że to na pewno udawany brzuch! Że na pewno doczepiony, żeby Wodzirej jeszcze fajniej wyglądał... No zgoda, prezentował się Pan wyśmienicie, ale chyba nie zostalibyśmy tak oszukani? (Zakład, Panie Bartoszu, zakład - proszę mieć mnie na względzie!)


Dlaczego Młody jest cool? Bo wygląda jak król!!!

A teraz wyjaśniamy kto, co, skąd i po co oraz dlaczego tak fajnie.

Wodzirej, o którego wszyscy pytają to Pan Bartosz Nowak, który przyjechał ze swoim teamem Bano Show z Torunia. Dlaczego aż z Torunia? A no dlatego, że o dobrego wodzireja niełatwo. Dlaczego ten? A bo urzekł mnie tym, w jaki sposób celebrował puszczanie dymu ze specjalnej machiny. Poza tym okazało się, że są mobilni i bez problemu pokonają setki kilometrów, by dotrzeć na dziki wschód, więc zaprosiliśmy Ich z wielką chęcią. Później, kiedy zapracowany (zapewne) Wodzirej przez jakiś czas nie odpisywał na nasze maile, mieliśmy ochotę wysłać Mu głowę laleczki-clowna, w celu podstraszenia. Uspokoił nas scenariuszem wesela, chociaż w wielu punktach zabawy i tak poczuliśmy się zaskoczeni (na szczęście - mile). Poniżej kilka fotek - bez zbędnych komentarzy, niech to, co wyprawiał na weselu pozostanie słodką tajemnicą dla nas i naszych gości, a kto poczuje, że mu mało, służymy namiarami na grupę Bano Show:


Tutaj mój Mąż trochę oszukiwał, bo języka na brodzie nie widzę...

A na koniec wszyscy zostali wymęczeni do reszty góralskimi tańcami.


Ale do rzeczy: Skąd wiemy, że Wodzirej był strzałem w dziesiątkę, bądź szóstką w kolekturze? Bo zostało duuuużo ciast, owoców, wszelkiego rodzaju jedzenia a nawet alkoholu... też wszelkiego rodzaju. Jak widać na powyższym zdjęciu - mimo takiej liczby gości miejsca przy stołach z reguły były puste - wszyscy na parkiecie. Jedni popisywali się umiejętnościami tanecznymi (na pewno zaliczyli wcześniej lekcje tańca;)), drudzy nie musieli udawać, bo zostali wmanewrowani w układ taneczny, gdzie każdy bez wyjątku pajacował w podobny sposób, jeszcze inni z zaciekawieniem oglądali manewry pana w kapeluszu. (Jeśli więc chcecie zorganizować jakąś imprezę oszczędzając na jedzeniu, weźcie tego Pana, nie pozwoli Waszym gościom siedzieć na miejscach). Miernikiem dobrej zabawy był także mój ukochany Mąż, który z reguły nie przepada za weselami, a kilkakrotnie powtarzał, jak Mu się tu podoba :) a wszystko podsumował mój wujek, który skomentował: "On tą jedną kartką papieru wyciągnął na parkiet wszystkich zza stołów! Niesamowite!"

Jest mi też bardzo miło, że Pan Bartosz zauważył i docenił bloga :) I nasze pudełko z radami dla PM (o którym w kolejnych wpisach). Prześlemy obiecany szablon jak się trochę odkopiemy :)

Chętnie wzbogacę relacje o profesjonalne zdjęcia, które nam obiecał Maciek, więc jeśli Maciek to czyta, to niech sobie Maciej o nas przypomni... Ej no nie spełniliśmy swoich gróźb i dotarłeś do domu cały, więc nie bądź taki! :-P

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Wrażeń ze ślubu i wesela część 1

Nie wiem od czego zacząć... mam Męża! I to jakiego :) Teraz mogę się już przyznać - gdzieś tak ok. 15.00 przyszedł lekki stres, a dotyczył tego, CZY Pan Młody po mnie przyjedzie - czy nie zapomniał o swoim ślubie, lub czy się nie rozmyślił... Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem i Go usidli... poślubiłam! ;) hehe. Teraz musi nosić obrączkę i wszyscy widzą, że jest zajęty :D



Dopiero dochodzimy do siebie, jesteśmy jednak mocno wymęczeni. Swoją drogą to ciekawe - kilka miesięcy planowania, organizowania, a w 1 noc wszystko minęło. Jak szybko ;)

Dzięki Jarkowi (jednemu z 3 wspaniałych) i Piotrkowi mamy prawie 900 zdjęć oraz filmy, czyli mamy co oglądać jeszcze zanim dostaniemy fotki od fotografa. Jutro czeka nas sesja plenerowa, nie bardzo ją sobie wyobrażam w tym upale, ale... jakoś to będzie ;)

Na razie lakonicznie, aczkolwiek szczerze: dziękujemy wszystkim za przybycie i za uczestnictwo w imprezie! Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego jak śmiesznie wyglądaliście w muszych okularach... Oglądając zdjęcia mamy niezły ubaw ;o) Oczywiście wrzucę te fotki na bloga!!!, ale poczekam jeszcze na ujęcia od fotografa.

A teraz, słowem wstępu jeszcze 1 zdjątko:


czwartek, 15 sierpnia 2013

Jeszcze tylko 2 dni i...

Będę mężatką! :o)

Wczoraj dostaliśmy zaświadczenie z USC o braku przeciwwskazań do zawarcia małżeństwa - Jędrek straszył mnie, że ma już żonę, ale okazało się, że blefował :) Cieszymy się urlopem, na wsi jest o wiele lepiej niż w Warszawie ;) Oglądamy spadające gwiazdy i napawamy się ciszą. Cały wczorajszy dzień kursowaliśmy między fryzjerką, kierowcą, hotelem a sklepami, wróciliśmy o 17.00 i usiedliśmy do naszego rozmieszczania gości. Kiedy wszyscy byli już zadowoleni, plan trzymał się tzw. kupy, zapytaliśmy Jasia gdzie będzie siedział, odpowiedział: Przy cioci! To nam trochę komplikuje sprawę :-P

Dzisiaj przyjechała Paulina, która jak typowy świstak siedziała i składała meble:


Jednak bojowe zadanie rozłożenia ich na sali będzie należało do Jędrka i Jego pomocników :)

Paulina przywiozła bolerko, o które maglowała panie w salonie ślubnym, czy aby na pewno jest to dokładnie ten model, który miał być, i czy aby na pewno jest to ten sam kolor, i czy aby na pewno odpowiedni rozmiar. Nie stresujemy się :):):)


I jeszcze jedna fota z efektów naszej pracy:


Dobranoc :)

środa, 14 sierpnia 2013

Uropppppp!

No wreszcie stąd wyjeżdżamy :) Mam wrażenie, że Warszawa zaczyna śmierdzieć, już nawet nie tramwajowymi obdartusami, brudnymi, pijanymi, bełkoczącymi, ale po prostu coś tu się takiego dzieje im dłużej trwają te upały. To chyba znak, że pora uciekać na wieś ;o) Ci, którzy jeszcze nie mieli okazji odwiedzić moich podukraińskich stron wkrótce przekonają się, o czym mówię. A wiem co mówię ;)

Jeszcze w piątek wydawało nam się, że 3 dni zlecą szybciutko, ale gdzie tam! Dłużą się jak Modern Times Forever (żeby nie było - nie widziałam tego filmu i nie zamierzam oglądać). Wszystko mi zaczyna przeszkadzać :D Dziewczyny dopytują, czy to stres. To nie stres. To dziwna babka z PR, która piąty raz przesyła głupawą informację prasową i nie reaguje na moje odmowy opublikowania czegokolwiek, co polega na fotografii paczki klusków śląskich i oklepanych sloganów! Kobieto! Apeluję do Ciebie! Nie opublikuję tego dziadostwa, choćbyś mi wysłała zestaw tych kluchów, bo po prostu NIE, bo nawet nie wyglądają apetycznie, że nie wspomnę co mają w środku. W pracy raz zimno raz gorąco, 30 stopni za oknem a Beata siedzi w kocu... Chyba chcą, żebym się pochorowała :( przed samym ślubem. A uśmiechają się i życzą dobrej pogody :(
Rano jakiś facet w tramwaju na mnie sapał - nie wiem, może tak oddycha, ale dlaczego tak przy tym sapie?! Drugi - 10 razy wciskał przycisk do wysuwania podestu dla wózków inwalidzkich. W pełni sprawny na ciele - gorzej z głową. Jędrek mówił, że ten bankomat koło nas wypłaca po 20 zł. Skarbie - no nie wypłaca, nie wypłaca...

Wczoraj 3 godziny biegałyśmy po Arkadii w poszukiwaniu bransoletki, po czym kupiłam kolejny naszyjnik. NIENAWIDZĘ ZAKUPÓW. Znam na pamięć asortyment BB, gdyby ktoś czegoś poszukiwał - służę radą, w której części sklepu jaki rodzaj i model biżuterii można znaleźć. I mam 1 naszyjnik z Apartu do opchnięcia. Chce ktoś? Nówka, opakowany i ometkowany. Bierzcie, bo sprzedam na allegro dwa razy drożej :P

Nie mam jeszcze bukietu, a podobno miesiąc wcześniej powinnam go zamówić. Zwykłe kwiatki. Pff, paranoja jakaś. Może babcia coś ma w ogródku. Jeszcze dziś, późnym wieczorem musimy pogadać z Bananem na temat zdjęć (Banan to nie fotograf, to wodzirej - jakby co). Jest Mu to potrzebne do - uwaga - ŚMIESZNYCH zabaw ;o)

Kilka dni temu śniło mi się, że jest 14.00, makijażystki nie ma, piszę sms, gdzie ona jest, a ona odpowiada, że nie przyjedzie, ale wysyła mailem poradnik jak krok po kroku wykonać ten makijaż, który miała mi zrobić.. Mam nadzieję, że sny faktycznie tłumaczy się na odwrót.

sobota, 10 sierpnia 2013

Kwiatki-sratki

Dookoła słyszymy pytania o to, czy się stresujemy - odpowiadam: NIE :) Naprawdę! :) Jeśli już coś przeżywamy, to jest to zwykła radość, choć nie ukrywamy, że obecnie jara nas nadchodzący urlop, no a zaraz potem ślub. Zamierzamy wreszcie porządnie odespać, a potem cieszyć się tym, co się dzieje.

Dzwonił do mnie pan z cukierni, że storczyków/lilii fioletowych na torcie (chyba wrzosowe miały być, ale mniejsza o to) nie będzie, bo to nie sezon jednak czy coś w tym stylu, i czy mogą być inne kwiatki. No pewnie, że mogą, tylko niech mnie Pan nie pyta jakie, bo znam jedynie róże, konwalie i stokrotki (???) Uświadomiona, że będzie jakaś estoma, wracam do codzienności, ale zawsze to lepiej wiedzieć, czy to przypadkiem nie jakieś bździuchy. Wpisuję "estoma", wrzucam w Image i... wyskakują jakieś zdjęcia jelit i wnętrzności. Co to ma być?! "Czy chodziło ci o eustoma?" No jasne, że tak!

Chwilę później przychodzi sms, jakie kwiaty do dekoracji kościoła mają być (umówili się, czy co??) Mieli mi dać czas do końca tygodnia... przecież ja jeszcze nie wiem, z czego będę miała bukiet i czy w ogóle u nas w ogrodzie cokolwiek kwitnie?

Wera podsyła jakieś linki do YT z komentarzem:
"Jasina - idealna na wesele!". 
Odpowiadam: Jestem na etapie ceremonii i wybieram między Maryjo śliczna Pani a Twoja miłość jak ciepły deszcz. Ale dziękuję!
Wera: O matko boska!
>>>Wera, jest taka pieśń? Nie mogę znaleźć :D

Weronika to obecnie człowiek szczęśliwy, a człowiek szczęśliwy to człowiek na urlopie. Pytam się: Jak to jest mieć urlop? - Cudownie jest! W dodatku Matt mi się śnił!

Nareszcie przyszły personalizowane czekoladki, nie widzieliśmy ich, podobno od razu trafiły do lodówki. Mamy nadzieję, że upały ich za bardzo nie rozpuściły. Wczoraj, po 23.00 usiedliśmy do wstępnego planowania miejsc a już mamy sygnały, że ktoś koło kogoś siedzieć nie chce... Rozpisaliśmy nasz jeden stół, po czym okazało się, że aby ktoś się zmieścił, kogoś innego trzeba przesadzić. Niewiele tam już widać, wszystko jest pokreślone :) Usadzanie jest jeszcze w fazie testów (teoretycznych), można więc zgłaszać prośby i życzenia, których (nie)uwzględnimy. W razie, gdyby ktoś okazał się niezadowolony z miejscówki, obiecujemy zadośćuczynienie - następnego dnia będzie miał całą salę do dyspozycji :)
Przez głowę przebiegła mi myśl, żeby kierować się tym, czy ktoś jest przed czy po ślubie. Zaślubionych usadzić w kąciku, a wolnych w miejscu dla VIPów. Wolni mieliby okazję odwdzięczyć się tym samym, a Ci co już przepadli, nie będą mieć przecież okazji, aby się zemścić sadzając nas w kącie na swoim weselu :D
Chytry plan :P ale bez obaw - wszystkich traktujemy tak samo. Nawet mieliśmy taki pomysł, żeby utworzyć coś w stylu słoneczka odchodzących od naszego stołów, tak, żeby wszystkich mieć w miarę blisko. Nie mącimy tylko ze względu na Panią manager z restauracji, z którą rozmawiamy już o 22.00 :) Gdyby to nie było moje wesele, chyba nie pamiętałabym tych wszystkich zmian, które wprowadzamy...

Wstępnie zaklepaliśmy też dzień na sesję plenerową, która będzie PO ślubie (podobno są takie opcje, że sesja jest kilka dni przed ślubem, co wydaje mi się nonsensowne (???), po pierwsze chyba trudno zagrać emocje świeżo upieczonych małżonków, by po latach oglądać albumy i udawać, że to zdjęcia ślubne, po drugie sukienka po sesji nadaje się chyba już tylko do prania - o ile nie do szycia, a po trzecie PM widzi swoją PM przed ślubem w pełnej dekoracji. Nie może tak być :) Moja sukieneczka wisi sobie w pokrowcu, ale Jędruś do niej nie zagląda (ostatnio Magda dziwiła się, czy aby na pewno nie zagląda ;)). Ale ja to wiem, bo zainstalowałam w pokoju kamery.

piątek, 9 sierpnia 2013

Paulina na pHezydenta (wkrótce ku temu okazja!)

Dziewczęta,

wszystkie, które uświetniłyście swoją obecnością przedpołudnie, popołudnie, wieczór czy noc panieńską - wielkie dzięki! :) Chyba największe podziękowania należą się Paulinie (to żadna niespodzianka;)). Dzięki Jej zdolnościom organizatorskim wiem, że dokonałam słusznego wyboru (czytaj: nie mam wątpliwości, że poskłada te nasze wszystkie pudełka-krzesełka... i już Jej współczuję! ;))

Ciekawe skąd wiedziała, że nie chcę tego typowego kiczu... a, bo trochę czasu razem spędziłyśmy ;) to pewnie stąd wiedziała.

Jak na 25-letnie dziecko przystało, zaliczyłam zjeżdżalnię KAMIKADZE 3 razy (lubię to!) i wcale a wcale  nie jest mi z tego powodu głupio. Zresztą w tym gronie byłam najmłodsza, wolno mi!



Paulina poprzestawiała coś w aparacie, że niby taka świetna organizatorka, co zorganizowała wszystko na miesiąc przed... :/ Paulina już nie udawaj!

Zdjęć w bikini w pełnej okazałości nie wrzucam, bo mi przepustowość łącza spadnie do zera. Nie ma :-P

Na dzień dobry zaskoczyła mnie obecność Marty, która z jakichś niewyjaśnionych przyczyn teleportowała się z Bułgarii do Warszawy. A dzień wcześniej Jędrek pytał: A kto będzie? Marta N będzie? Odpowiadam: Nieeee, Marta jest na urlopie! W Bułgarii.


Wera nie widać Ci tego co wypisywałaś, żeby nie pokazywać?? :D (Utłucze mnie za to)

Dostałam bardzo fajny prezent, który akurat rozpakowuję. Zakrzyczały mnie, że nie tu czytam, gdzie trzeba (a skąd ja mam wiedzieć, jak pierwszy raz to widzę?! Jakieś żelowe usta (do tej pory nie wiem do czego służą), i 100 kartek zanim przeszłam do sedna. Dziękuję za prezent, przyda się na pewno, a sklep bardzo bardzo lubię.

Paulina łapie wenę z sziszy - i ten szczególny błysk w oku, który zdaje się mówić: "Zobaczysz, zaraz na któreś z pytań nie odpowiesz". Na kilka nie odpowiedziałam to fakt, ale to były dziwne pytania, na które sam Jędrek nie znał odpowiedzi zapewne, no ale dlaczego śmiałyście się z mojej odpowiedzi na pytanie "Co najbardziej podoba się Jędrkowi w tobie?" Że powiedziałam "skromność". Wiedziałam, że tak to się skończy :-P Pfff

A więc Paulino - było super!
Ilono (która od wejścia zaczęła na coś narzekać) - baaaaardzo cieszę się, że przyszłaś :)
Marto - że postarałaś się dotrzeć, co było miłą niespodzianką, i nie powiedziałaś "A co mnie to obchodzi!"
Anetko - że uświadomiłaś mi zawodowe ambicje Jędrzeja ;)
Wiolu - Tobie to oczywiście za całokształt, i sprzedanie mnie w kwestii lakieru :P
Magdo, za obecność i miłe towarzystwo :)
Wera - no bez Ciebie to wiesz... i bez dziubków, to wiesz...
Agnieszko - za towarzystwo na parkiecie!


Bajecznie :)

A chłopaki włóczyli się po bunkrach i spali 20 metrów pod ziemią... ale są zadowoleni. Podobno nawet bardzo :) Ale dobrze, że Paulina nie wymieniła pomysłów z Kubą i nie postanowili wymienić się scenariuszami... :o)

wtorek, 6 sierpnia 2013

Jest taki dzień, bardzo długi dzień sierpniowy...

Co roku w życiu człowieka przychodzi taki szczególny dzień, w którym robi bilans całoroczny, wypomina sobie rzeczy, których nie zrobił, postanawia, że za rok mu się uda, smutnieje, po czym jednak szybko pociesza się podarkami. Nie jest to Sylwester, i nie jest to też Gwiazdka. Jest to dzień, kiedy z nutą nostalgii zerka w lustro i ze zdziwieniem spostrzega, że przybyło mu kolejnych zmarszczek. Niektórzy tak robią.
Ale nie ja ;) Z udawanym zdziwieniem spojrzałam w swoje odbicie i jak co roku powiedziałam: "Pięknie się starzejesz, Mordko!" :-P No i mimo upływu ćwierćwiecza zmarszczek ani siwych włosów nie widać.

Ten dzień nastąpi jutro (ale życzenia możecie mi składać już dziś!), a przy okazji może podpowiecie, co znajduje się w tym pudełku?


dostałam prikaz, aby nie otwierać przed czasem, więc leży i czeka. Ale jestem niecierpliwa, więc kombinuję, co jest w środku - na pewno nie zwierzę, bo nawet jesli było, to już nie daje znaków życia...

Obiecałam relację z Dnia Panieńskiego - bedzie, niedługo! Może jutro :)

czwartek, 1 sierpnia 2013

Typowo męski punkt widzenia ;)

Ten post będzie skierowany do Was, drogie dziewczęta. Ile razy zdarzyło Wam się zapytać kolegę / brata / ojca / chłopaka / męża / księdza (byle nie homoseksualistę, a zwłaszcza nie księdza-homoseksualistę;)):

1. Która bluzka jest lepsza? - tutaj odpowiedź mężczyzny jest mało istotna, skupiamy się na pytaniu nr 2, które brzmi:

2. Ale dlaczego?? - odpowiedź na to pytanie jest również mało istotna, wszak nie o to chodzi, by wyraził On swoje zdanie (które zazwyczaj niczego nowego do sprawy nie wnosi), ale aby poparł nasz wybór. Zadanie pytania nr 2 już zapowiada "oho, udzieliłem złej odpowiedzi!". Jeśli pytanie nr 2 nie pada, to znaczy, że odpowiedź jest fantastyczna i szkoda drążyć temat. (Są oczywiście panie, które mimo wszystko zadają pytanie nr 2, czego szybko żałują, bo zdezorientowany facet zaczyna patrzeć na problem inaczej, przez co wydaje mu się... że powinien zmienić zdanie. I tu popełnia błąd, bo chociaż mówi się, że tylko krowa nie zmienia zdania, dla niego lepiej, żeby pozostał krową. Typowy scenariusz: Zmienia zdanie, po czym pytanie nr 2 pada po raz drugi, do skutku i jest zadawane dopóty, dopóki kobieta nie usłyszy wystarczającej liczby argumentów na poparcie SWOJEGO wyboru). Niejeden facet przewróci w tym miejscu oczami i pożałuje, że nie poszedł do seminarium i nie został księdzem-homoseksualistą, jednak w gruncie rzeczy wszystko jest bardzo proste, tylko dodatkowo pogmatwane.

3. Który kolor? - standardowo odpowiedź nie wymyka się poza wąski zbiór możliwości: czarny, czerwony, zielony, niebieski, żółty. Czasem brązowy i pomarańczowy. I różowy, bo wszędzie krzyczą, że "pedalski" (a trzeba umieć rozpoznać wroga).


Kolorów pośrednich nie ma, i nie ważne, że musimy wybrać między turkusem, cyjanem a grynszpanem (Panowie sprawdzają w Wikipedii. Tak, Wikipedia jest kobietą, Wikipedia to wie), dla nich niebieski to niebieski a zielony to zielony i koniec.

Dobrym przykładem zorientowania w temacie kolorów jest Paweł, pieszczotliwie zwany dziubkiem. Pamiętacie historię czerwonej sukienki, którą zamówiłam przez Internet? - tak, to ten nietrafiony zakup. Nietrafiony, bo zamiast malinowej przyszła kiecka w kolorze czerwieni. Wyłuszczam swój problem, prezentuję sukienkę: Chcę oddać, bo miała być malinowa, oszukałam się z kolorem. Paweł: A ta jest jaka? Podobno na 100 mężczyzn 1,5 chłopa cierpi na daltonizm. Jeśli w pracy jest ich 10, to Paweł w 15% swojej osoby nie rozróżnia kolorów. Czyli rozróżnia 85% barw. Niezły wynik
Ale do czego zmierzam - chciałam poznać zdanie Narzeczonego w kwestii butów. Które ładniejsze. Na prawej stópce jeden bucik, na lewej drugi. Które? Oba ładne, tak szczerze, to ja nie wiem, czym one się różnią... (po chwili) Bardzo ładne oba! Dyplomacja, to jest to.

A teraz uchylę rąbka tajemnicy i  pokażę kawałeczek spódnicy:


A poza tym przez najbliższy tydzień nikomu nie odmówię drobnej przysługi ani dobrej rady, a na ironiczne uśmiechy (postaram się) odpowiadać uśmiechem. Jakimkolwiek ;) Zaliczyliśmy dziś spowiedź, jesteśmy czyści jak wody Weddella.