wtorek, 30 czerwca 2015

Pozory mylą. Serio ;o)

Szpitalne jedzenie wcale nie wygląda tak źle, jak smakuje. Wróć. Szpitalne jedzenie wcale nie smakuje tak dobrze, jak wygląda.




No więc nadaję do Was ze szpitala ;) Nie pytajcie co mi jest, bo i tak Wam nie powiem, a gdybyście się planowali o mnie martwić (absurd, wiem :P), zaklinam - nie czyńcie tego. Jest mi tu całkiem dobrze. Nie jest to moze hotel najwyższych lotów, ale aktualnie mam pokoj typu twin z dostawką, nie ma co narzekać, w dodatku z widokiem na lądowisko dla helikoptera. Przypadek? Nie sądzę. No dobra, życzyłabym sobie wyższego standardu w łazience, ale jak pewnie wiecie nie jestem szczególnie wybredna. Całe szczęście na oddziale ani jednego chlopa, więc nie będę tu zgrywac Paris Hilton, że mi brak klucza do pokoju kąpielowego robi jakąś różnicę. Wczoraj salowa mnie pocieszyła. Że jak jej się zdarzyło leżeć w tym szpitalu 20 lat temu, to karaluchy się ustawiały szerokimi kolumnami. I że daje słowo, nie został ani jeden osobnik. No mam nadzieję, szkoda, gdyby mi buszowały w czereśniach. Wtedy bym strzeliła focha, a tak to nie narzekam.

No dobra, narzekam. Na nudę! Wypisali dziś dziewczynę, towarzyszkę mojej doli. Przeczytałam Wysokie Obcasy Extra (no przecież nie powiem, że jakiegoś szmatławca) i z nudów teraz piszę. Tak, temu właśnie zawdzięczacie ten post ;)

 I z nudów Wam pokażę moje śniadanko:



i kolację:



Tak, nie mylicie się, nic ich nie różni, nic, poza godziną serwisu. Swoją drogą Pani nazwała posiłek serwowany o godzinie 16:50 kolacją... ja tam się jeszcze nie kładę :/ Ach a herbata jest słodzona z urzędu. No skandal :P (Nie, nie marudzę).

Poza tym mam wrażenie, że nikt mnie tu nie rozumie. Kupiłam w sklepiku wodę niegazowaną, dostałam gazowaną. Co tam, że dwa razy prosilam o NIEgazowaną. Dobra, nie marudzę. Norwida też nie rozumieli współcześni mu. Nie żebym się jakoś dopominała, ale może za 100 lat ktoś zechce wydać te wpisy w jakimś gustownie oprawionym tomiku? Na wszelki wypadeczek zawczasu przygotuję erratę. Postaram się, żeby nie była obszerniejsza od tejże marnej treści.

Zdrowia Wam życzę i pamiętajcie, jakkolwiek byście się nie czuli: najbardziej chora jest służba zdrowia. Dziękuję.


środa, 24 czerwca 2015

Normalnie strach zasypiać

Są takie chwile sprzyjające mniej, bardziej lub wcale temu, żeby do czegoś wrócić. Można wracać autobusem, na boso albo nad ranem, można wracać nawet po pijaku albo po dwóch. Ale ja nie o takich powrotach chciałam dzisiaj napisać. Czasami wracam myślami do miejsc, w których było mi fajnie. To nie musi być miejsce odległe od tego, w którym obecnie jestem, bo przecież nikt za mnie nie zdecydował. Jeśli za czymś tęsknię, to za rzeczami, których nie doświadczyłam. To chyba jest w porządku.

Każda wędrówka, także ta myślowa, jak sądzę nas ubogaca. I tak siedzimy wczoraj wieczorem, w sytuacji niesprzyjającej wcale, na dworcu, godzina dość późna, bo już po 21:00, czekamy na pociąg. Ostatni. Zmęczona, zziębnięta i z bólem brzucha (tak to jest, jak się lody popija gorącą białą czekoladą) i poirytowana czekaniem, próbuję się ogrzać od środka. I przychodzi mi na myśl sytuacja dość analogiczna, aczkolwiek bardziej traumatyczna niż wczoraj, więc zamierzam się ją pocieszyć.

- a pamiętasz, jak siedzieliśmy kiedyś na dworcu w Gdańsku, po koncercie José Carrerasa, czekając na nocny pociąg do Warszawy?
- Pamiętam. Spałaś między żulami.


No tak. Jędrek też ma bogate wspomnienia.


Nie prowadziłam jeszcze wtedy tego bloga, a zdjęcia upychaliśmy w albumie (no niech będzie: na dysku). Tak Gdańsk i Sopot wyglądały 3 lata temu - przypuszczam, że wygląda tak i dzisiaj. Tak 3 lata temu wyglądaliśmy my. Zdecydowanie przybyło nam zmarszczek. No i ogłady (wracamy wszak z Carrerasa):



Zdobyliśmy certyfikaty zdobycia latarni morskiej, ale szczerze? Małe rozczarowanie...




A czy Wy też macie takie miejsca na mapie Polski (albo świata), do których chcielibyście wrócić? Co Was w nich urzekło? Podzielcie się, chętnie się zainspiruję! <3

poniedziałek, 22 czerwca 2015

To był pracowity weekend


A poza tym wkrótce możemy się przeprowadzać do siebie! Co tam niewykończone ściany, brak łazienki czy podłóg. Oficjalnie podpisaliśmy umowę na meble kuchenne, a to oznacza, że już za około 6 tygodni (ekhem) będzie można coś ugotować. Na razie nie ma na czym, ale z tej radości już zamówiliśmy zlewozmywak. Zamierzamy przekonać się o tym, czy zakupy w Internecie to dobry pomysł. No tak, przyznaję, na żywo go nie widzieliśmy. Ale trudno jeździć za każdym drobiazgiem, czyż nie?

Zresztą Jędrek najchętniej wszystko zamówiłby sprzed komputera... wannę, lodówkę, wszystko. Dobrze, że żony nie można sobie w ten sposób kupić, bo jeszcze idąc tym tropem gotów byłby ją (mnie) odesłać, bo jak znam życie zapłaciłby za pobraniem i ew. wady sprawdził przy odbiorze :/ Chociaż hm, wady? Chyba jestem wobec siebie zbyt krytyczna...

Tak naprawdę to ja zamówiłam zlewozmywak. Jędrek w tym czasie malował mi długopisem jakieś dziwne rysunki na nogach.

- Co robisz?
- Maluję ci znaczniki
- ???
- Potem będę sprawdzał, czy się myjesz.

Wracając jednak do mebli: wybrałam szafki bez uchwytów. Nie dlatego, że będą działały na jakiś magiczny klik, tylko dlatego, że nie podobały mi się żadne uchwyty. Wychodzi na to, że wywiercą nam dziury w drzwiczkach i tak zostawią. I coś mi się wydaje, że trochę pomieszkamy bez tych gałek, bo Internet jest w tym względzie pusty. Albo to mój gust nie zna się na modzie.

Ach, obiecałam zdjęcia dwóch zamków na Lubelszczyźnie. Pamiętam, tylko mi czasu brakuje. Postaram się je tu wkrótce zamieścić.

wtorek, 16 czerwca 2015

Spadłam z krzesła

Sezon komunijny już wprawdzie za nami, ale oto dzisiaj dowiedziałam się, że - wg serwisu Okazje.info - jednym z najpopularniejszych prezentów na I Komunię Świętą był... DRON.



Niech to szlag, chyba się za wcześnie się urodziłam! :P Moi goście też przybyli z podarkami, ale wybierali między złotym łańcuszkiem, pierścionkiem a kolczykami, między rowerem a zegarkiem, między encyklopedią a inną książką... ale to chyba dlatego, że w sprzedaży nie było dronów?


poniedziałek, 15 czerwca 2015

Nigdy nie miałam latawca...

Chociaż gdybym mogła, to bym się oderwała od ziemi na stałe. Nie wiem, z czego to wynika. Nie kleiłam też od dziecka samolotów, a pierwszy i ostatni Spitfire jaki udało mi się złożyć, kupiłam już na studiach, gdzie w najmniejszym pokoju świata stał sobie między jedną a drugą świeczką na kubku, na którym dosychał cuchnący jak łajno klej. Nie wiem, co się z nim stało.

W długi weekend mój chrześniak, bardzo rezolutny i miły moim zdaniem, a złośliwy i niegrzeczny zdaniem Jędrka, obchodził swoje 4. urodziny. W sumie to nie mnie kopał, nie na mnie pluł i nie ze mną "postanowił się nie szarpać", więc trochę tu Jędrka rozumiem... Ale wróćmy do rzeczy: no więc jest latawiec - mały, ale działa. I linka jest na tyle długa, że można nim zahaczyć o grilla, rynnę, a nawet drzewo. Jednocześnie.



i jeszcze ja ;)


A więc tak spędzaliśmy długi weekend czerwcowy - biegając z latawcem, opalając się lub wysiadując na huśtawce w wyczekiwaniu na wschód księżyca. Poświata, jaka temu towarzyszy, zanim księżyc wyłoni się znad lasu, łudząco przypomina pożar. Nie wiem, czy wschód księżyca nie bywa ciekawszy od zachodu słońca. Albo od wschodu - co kto lubi. Nigdy natomiast nie przyłapałam zachodzącego za horyzont księżyca.

Byliśmy też w Gródku:


skąd widać zieloną Ukrainę. I w Zamościu, gdzie przypadkiem trafiliśmy na jarmark hetmański:




Zajrzeliśmy też do Krasnobrodu, gdzie w lesie znajduje się kaplica św. Rocha. Pierwsza w tym miejscu kapliczka powstała ok. XVII wieku na prośbę królowej Marysieńki Sobieskiej, podczas epidemii dżumy. Przetrwała do 1935 roku, kiedy - jak doczytałam - przewrócił się na nią duży buk. Odbudowano ją w 1943 roku.




W następnym poście pokażę wam dwie ruiny: mniejszą i większą. Będą to 2 zamki na Lubelszczyźnie. W końcu na początku roku założyłam, że odwiedzimy 12 nowych miast, a mimo czerwca wcale nie zwiedziliśmy jeszcze połowy, zatem pora to nadrobić. Do następnego!

czwartek, 11 czerwca 2015

Lubicie truskawki?

Takie czerwone, słodkie i świeżo zerwane?



to niedobrze! Najpierw trzeba je jeszcze umyć. Przestrzegam przed brudnymi truskawkami. Takie cudne okazy rosną u babci, ale babcia praktycznie wszystkie oddaje i dzwoni, kiedy tylko dojrzeje nowa partia. A więc w długi weekend dwukrotnie załapaliśmy się na zbiory.



Tylko Jędrek udawał, że zbiera, a faktycznie robił zdjęcia, m.in. tych kwiatów, które widać na powyższym zdjęciu, i tej pszenicy, co się zieleni.



Piękny mamy czerwiec, nie ma to tamto.

czwartek, 4 czerwca 2015

Konwalie nie są już pod ochroną!

No i pięknie - konwalie nie są już pod ochroną. Przyznaję się oficjalnie: zrywałam. W niedzielę. Już się nawet rozgrzeszyłam w myślach, ale potem sobie pomyślałam, że to jednak była puszcza, obszar chronionego krajobrazu... więc tu zamilknę. Resztę dopowiedzą zdjęcia. Mam nadzieję, że czuć zapach konwalii <3


PS Jędrek mnie wkręcił. Kiedy szukał informacji o tym, gdzie rosną konwalie powiedział, że konwaliska są w takich a takich rodzajach lasów. I ja to łyknęłam, analogicznie do torfowisk czy wrzosowisk. Dziś chciałam dowiedzieć się więcej na ten temat, więc wpisałam "konwalisko" i "konwaliska" w wyszukiwarkę, a ta odesłała mnie na... mojego bloga. Pięknie, stworzyliśmy nowe określenie dla połaci konwalii. Może za jakiś czas ten neologizm wejdzie do użytku i powstanie mapa konwalisk w Polsce... taka z prawdziwego zdarzenia, jakiej sama szukałam :)

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Mieszkamy nieopodal lasów konwaliowych




Wszystkiego w życiu warto spróbować. Czy ja w ferworze tego całego pakowania zdążyłam wspomnieć, dokąd tak właściwie się wyprowadzamy? Chyba coś chlapnęłam w odpowiedzi na pytanie Agnieszki, ale najwyraźniej nie zasygnalizowałam tego zbyt dobitnie. Otóż nasze "śmieci" w większości trafiły do piwnicy, część w długi weekend wyjedzie do Metelina, a to, co nam do życia potrzebne jest na co dzień, mamy ze sobą. Ale gdzie? No właśnie jeszcze nie u nas. Zresztą widzieliście, jak to teraz wygląda - wylewki na podłogówce ani widu ani słychu, majstry umówione na koniec czerwca, więc...

...mieszkam z teściami :D I na razie nie dostrzegłam żadnych minusów tego tymczasowego - podkreślam tymczasowego - rozwiązania. I wcale się nie podlizuję ;) Jest za to kilka plusów, nie licząc tego głównego, jaki nas tam sprowadził:

  • Mama Jędrka naprawdę smacznie gotuje (nawet jeśli przy każdym obiedzie twierdzi, że coś jej nie wyszło. Kokieteria!) Obym się tylko nie zamieniła w pączka,
  • Dojeżdżamy pociągiem (a ja lubię pociągi. Poza tym przeczytałam dziś 45 stron "Spotkałem szczęśliwych Indian". Więc ciałem byłam w przedziale, a myślami w Gujanie),
  • Pod blokiem jest śmiesznie tani fitnessclub. Może mnie to zmotywuje,
  • Mieszkamy po sąsiedzku z Gosią, Olkiem i Piotrkiem. Wczoraj uskuteczniliśmy spacer po puszczy i dotarliśmy nad urokliwe konwaliska.

Przyznam się do czegoś jeszcze. Kocham konwalie. To moje ulubione kwiaty - podoba mi się zarówno ich wygląd jak i zapach. Wiem, że są pod ochroną, ale zdaję sobie też sprawę z tego, że ci wszyscy handlarze sprzedający bukiet za 3 złote wcale nie mają plantacji konwalii w swoim ogródku, w związku z czym po prostu zrywają je w lesie. Co mam na swoje usprawiedliwienie? Nie wspieram tego nielegalnego handlu.



I mam do Was jedno pytanie: Czy u Was też tak pięknie świeci dzisiaj słońce? :)

I WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA DZIECKA!