czwartek, 30 kwietnia 2015

Keratynowa odbudowa włosów

Byłam pierwszy, ale na pewno nie ostatni raz! I polecam wykonać ją tutaj:




I byłoby wielkim niedopowiedzeniem gdybym napisała, że to była przyjemna wizyta. Ręce Łukasza Kropskiego są stworzone do masażu głowy! W trakcie zamknęłam oczy i byłam przekonana, że moją głowę przejęła jakaś drobna dziewczyna, bo w to, że tak delikatny masaż głowy może wykonać facet normalnie trudno uwierzyć.

Już miałam napisać "ciężko uwierzyć", alem sobie wczas przypomniała rozmowę Aśki z Agatą:

Agata: po prostu ciężko jest mi u Ciebie znaleźć...
Aśka: Agata - trudno! Trudno ci może być!
Agata: Co trudno?
Aśka: Jak nie możesz czegoś znaleźć to ci jest trudno, a nie ciężko. Niczego nie dźwigasz!

Do domu wróciłam w bardzo dobrym nastroju i choć może przesadą byłoby twierdzenie, że włosy są teraz och i ach, ale na pewno lepiej się z tym czuję. Jędrzej też był zadowolony z efektu. On wizualnej zmiany nie dostrzegł, ale wystarczyło mu moje ucieszenie ;o)

To jeszcze taka mała dygresja. Dawno dawno temu, kiedy jeszcze nie byliśmy małżeństwem ani nawet narzeczeństwem, kiedy jeszcze nie było tego bloga, a ja wynajmowałam maleńki pokoik na Woli, umówiliśmy się na po pracy, a dzień wcześniej podcięłam włosy. I to tak w sumie drastycznie, bo z długich (to klasyfikacja fryzjera, moim zdaniem były półdługie) ścięłam je tak do brody. Pukanie do drzwi, otwieram, zapraszam i widzę, że Jędrzej zauważył zmianę. Skomplementował mnie już od progu, wchodzi i mówi jak to ślicznie wyglądam, więc na fali zachwytów obracam się i upewniam raz jeszcze, że korzystnie mi w takiej długości, po czym pytam, czy serio fajnie wyglądam i służy mi zmiana. Jędrzej uparcie twierdzi, że tak. I wtedy dopiero pada pytanie: "Nowa bluzka?"

piątek, 24 kwietnia 2015

Ośmiornicę na stół podano

Wczoraj byłam na spotkaniu inaugurującym kampanię "Soki i musy - witaminy w smart formie" i co mnie szczególnie zdziwiło, to stosunek spożycia soków do spożycia piwa. Przeciętnie Polak rocznie wypija 11 litrów soków, za to ponad 90 litrów piwa. Szklanka soku na tydzień, a piwo co drugi dzień? Mocno mnie to zszokowało, Martę też. Po czym po chwili Marta stwierdziła, że chyba ma ochotę na piwo ;)

Ostatnio dużo jeździmy. Nie są to dalekosiężne podróże, ale dosyć absorbujące, bo kursujemy nie tyle w weekendy, co popołudniami. I kiedy po drodze nadarzy się jakaś Biedronka, a Biedronek wszędzie sporo, koniecznie wstępujemy po Arietki. I tak przed tygodniem Jędrek, całkiem przypadkiem, w sąsiedniej zamrażarce wypatrzył ośmiornicę, więc grzechem byłoby jej nie kupić. Była zmrożona na kość i taką też dowieźliśmy do swojej zamrażarki, a wczoraj wyjęliśmy i zgodnie z instrukcją rozmrażaliśmy w lodówce przez 12 godzin. Przed gotowaniem miała kolor zupełnie niezachęcający. Zapach tym bardziej... w dodatku oślizgłe to to... od razu zapowiedziałam: Ty robisz, ja nagrywam.




Tak więc Jędrek ją umył i pokroił, a ja policzyłam, czy na pewno ma 8 macek ;o)
 A na koniec uznał, że w sumie to z karpiem jest gorsza zabawa.

A teraz przepis: Ośmiornicę pokroiliśmy (uprzednio pozbawiając ją oczu i obierając głowę :D) i wrzuciliśmy do gotującej się wody z dodatkiem 3 łyżek octu winnego. Gotowaliśmy przez 45 minut (aż zmiękła), a w tym czasie zrobiłam marynatę: Posiekane 2 ząbki czosnku wymieszałam z odrobiną oliwy, soli i pieprzu. Przygotowałam zwykły miodowy sos winegret do polania. Kiedy ośmiornica się ugotowała (odlaliśmy wodę, która praktycznie zrobiła się czerwona), ostudziliśmy i po zamarynowaniu ułożyliśmy na grillu:




Piekła się tam kilka minut - macki trzeba co jakiś czas obracać. Gotowe kawałki ułożyliśmy na zieleninie, dodaliśmy pomidorki i polaliśmy miodowym sosem:




I jeszcze taka ciekawostka a propos zieleninki: pamiętam, jak kiedyś ubawiła mnie historia mylenia pietruszki ze szczypiorkiem czy koperkiem. Później, latem, mama przyniosła z ogrodu różne zielska i pokazywała co jest czym i do wczoraj Jędrek już wiedział, jak rozróżniać rośliny. Niestety zamiast rukoli (no dobra wierzę, że mogło jej akurat nie być :) kupił koperek, a potem zmiarkował się, że to chyba nie to, i wrócił jeszcze po natkę pietruszki. Stąd ta fantazyjna gałązka na górze ;) I tak oto resztki rukoli poszły do ośmiornicy, za to ja dziś na drugie śniadanie uzupełniłam zapas żelaza, bo do smoothie poszedł pęczek pietruchy...

A i wczoraj zjadłam prawie całą ośmiornicę, bo Jędrek stwierdził, że w Grecji smakowała inaczej... No raczej! U nas smakowała jak kalmar.

środa, 22 kwietnia 2015

Jestem miesiąc do tyłu, więc już się streszczam!

Jeśli ktoś myślał, żem porzuciła bloga - był w błędzie. Nie było mnie z 2 powodów i wytłumaczę się połowicznie: pierwszego zdradzić nie chcę, za to drugi dotyczy dużego przedsięwzięcia. Mianowicie - (zgonię wszystko na Jędrka) - Jędrek jest zbieraczem. Kolekcjonuje różne rzeczy, więc wreszcie musiało dojść do tego, że 19 m2 stało się niewystarczające. Winowajcą ostatecznym okazał się masażer do stóp, który przeważył szalę.

Muszę jednak przyznać, że mimo małego metrażu kawalerki na Mokotowie, mamy aż 3 szafy: jedną zabudowaną i dwie pudełkowe. Czym jest szafa pudełkowa? Jest to po prostu taki stos pudełek - można ją zamontować praktycznie w każdym pomieszczeniu, przy elementarnej znajomości prawa budowlanego. Pokrótce chodzi jedynie o to, by mniejsze pudełka stały na większych, inaczej szafa będzie niestabilna. Trzeba także przyznać, że i tak dobrze sobie radzimy: ostatnio obok naszego mieszkanka stała lodówka. Sąsiedzi chyba przenieśli część kuchni na korytarz...

Na razie na ten temat tylko tyle, ale będę już regularnie raportować, co się u nas dzieje. Dzisiaj dostałam jakiegoś skalniaczka w szklanej kuli - urocza roślinka, Jędrek stwierdził, że to fajnie, będzie pierwszy kwiatek na nowym miejscu. Pozwoliłam sobie natomiast przypomnieć, że byłaby to druga roślinka. Pierwszą było drzewko Bonsai. Umarło, bo ktoś je wystawił na balkon. Skalniak zostaje w pracy.