piątek, 29 sierpnia 2014

Widokówki z Agadiru

Może jestem nudna, ale Maroko jest spoko, więc ciągnę temat. Dzisiaj grad zdjęć z Agadiru, w którym spędziliśmy najwięcej czasu. Nie będę się za bardzo rozpisywać tym razem. Z trzech powodów.
  • źle się czuję i niewyraźnie widzę,
  • wszystko opowiedzą za mnie zdjęcia,
  • chciałam sobie pobiadolić.
To setny wpis na blogu. Julileuszowy :) Wypiję toast Gripexem.




Jeszcze krótki komentarz. Ta góra z podświetlanym napisem to Kasbah. Podświetlone zostały wyrazy "Bóg, Król, Naród". Gdzieś znalazłam tłumaczenie w innej kolejności. Jest błędne, bo chodzi o hierarchię.

W Agadirze znajduje się największy port sardynkowy na świecie, gdzie niemal każdego ranka restauratorzy licytują ryby i owoce morza. Jesteśmy wszak nad Atlantykiem. PS Atlantyk jest cieplejszy niż ustawa przewiduje i naprawdę można się w nim kąpać. Trzeba tylko uważać na jeżowce (Jędrek wrócił ze spuchniętą łapką) :( oraz śmieci. I ludzi, których są tam chyba miliony.

A propos historii chorej ręki Jędrka: sprzedaliśmy tę wersję mamie, jednak mama przedobrzyła i powiedziała Alce, że Jędrek miał spotkanie z jeżozwierzem. Alka stwierdziła, że jeżozwierze żyją tylko w bajkach i tak oto wydało się, że kłamaliśmy. Aha, Jędruś prosi, żebym koniecznie dodała, że wykazał się nadludzkim męstwem, więc - jakby co - serio nie uronił ani jednej łzy.

Marokańską miętową herbatkę leje się do szklanki z wysoka (co też mniej lub bardziej umiejętnie czyniliśmy). Służy to jej napowietrzeniu.

Opuncja jest pyszna, obrana na ulicy kosztuje 1 drh. 3 opuncje kosztują tyle co dywan od plażowego sprzedawcy. Dywan kosztuje złotówkę...

2 komentarze:

Proszę zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Ty nie będziesz się nudzić przez 30 sekund, a ja będę miała motywację, aby dalej pisać :)