środa, 15 października 2014

Weekend w Białowieży

Ostatnio opisywałam spacery po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, a teraz teleportujemy się trochę wyżej - do Puszczy Białowieskiej. Nigdy wcześniej tam nie byłam, tym bardziej cieszę się, że mogłam odwiedzić Białowieżę, Hajnówkę i tajemne miejsce mocy... Pomysłodawcą i głównym organizatorem wyprawy była Paulina, a skoro Paulina coś organizuje, to robi to wyjątkowo dobrze. Tylko dlatego pojechaliśmy :)




Nie jestem do końca pewna, czy po raz pierwszy widziałam żywego żubra, ale bardzo możliwe, że - jeśli nie mają go w ZOO - to tak. Nie spotkaliśmy go na wolności, ale wcale na to nie liczyłam. To tak jakby sądzić, że Mazowszu łosie chodzą parami po leśnych ścieżkach. Albo ludzie po chodnikach. Niestety tak to już w przyrodzie jest - trzeba płacić. A nie - ludzie faktycznie chodzą. Nawet czwórkami.

Pogoda w weekend trafiła nam się wprost wymarzona! Widać to na niektórych zdjęciach. Na tych, na których tego nie widać, widać nas opychających się sękaczem i mrowiskiem. Ale tych z kolei też nie widać wcale, bo ich nie publikuję :D

Chyba rozwiązałam zagadkę pozytywnej energii, którą zwykle tryska Wiola! Jak się okazało, Wiola urodziła się w Hajnówce, a ponieważ w lesie między Białowieżą a Hajnówką znajduje się prasłowiańskie Miejsce Mocy... to już wszystko jasne.




Jędrek Jej pozazdrościł i też postanowił się tą energią naładować:




nie wiemy tylko, dlaczego obok głazu z kamiennego kręgu mocy stoi znicz. Chociaż zaraz zaraz, kiedy robiliśmy zdjęcie, było pusto... (?)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Ty nie będziesz się nudzić przez 30 sekund, a ja będę miała motywację, aby dalej pisać :)