Wczoraj wieczorem Jędrek wpadł na szalony pomysł, aby wstać przed 5:00 i pojechać na grzyby. Czy wiecie, że o tej godzinie jest jeszcze ciemno? ;-) No to już wiecie.
Żeby nie było: nie znamy się na grzybach. Ale przecież szliśmy w ilość, a nie w jakość... Nazbieraliśmy 1,5 siatki, jak się okazało - głównie sitaków, które może nie się największym rarytasem, ale trafiły się też 2 maślaczki i kilka naprawdę dużych prawdziwków. Poza tym sporo podgrzybów, koźlaków itp.
Wracając jednak do jadalności grzybów: zbieraliśmy tylko te nieblaszkowe + jeden blaszkowy, którego tata Jędrka z miejsca nakazał wyrzucić (a teraz przebiera wszystkie zbiory :))
No więc chyba dobrze, że blaszkowe omijaliśmy. Kilka zdjęć z lasów Puszczy Bolimowskiej i radość z pierwszego znalezionego grzyba:
...Jędrek był specjalistą od małych grzybków ;o)
Te najładniejsze zostawiliśmy ku ozdobie lasu:
Najdorodniejsze okazy trafią do marynowania i suszenia:
W lesie spędziliśmy około 3 godzin, w tym w Nieborowie znaleźliśmy zaledwie kilka sztuk, za to najwięcej w Bartnikach. Tata pyta, co piszę na temat grzybów... Piszę, że razem z mamą świetnie sobie radzą z ich przebieraniem. My to się chyba tylko do zbierania nadajemy ;o) w razie czego jeszcze dozbieramy!
Moje grzybobranie to ledwie 20 grzybów ;) Marnie, marnie. A niby miałam z sobą wybitnego specjalistę :)
OdpowiedzUsuń