
W Warszawie cały czas duszno, w pracy - tak samo. W dalszym ciągu nie skompletowałam stroju kąpielowego... Jeden, który mierzyłam i wyglądął dobrze, kosztował 500 zł. W pozostałych - prezentuję się źle. Przypadek? A może ja po prostu jestem stworzona do luksusu? :P ale spokojnie, mamy jeszcze kilka dni :-)
Dostałam też wymalowaną kartkę od Dagmary, dziewczynki, której przez Fundację Przyjaciółka kompletowaliśmy szkolną wyprawkę:
Wczoraj wieczorem chorowałam. Aneta nazywa to syndromem stresu przedurlopowego (czy jakość tak). Miałam wrażenie, że bierze mnie grypa, czułam całą swoją skórę (która - podobno - u dorosłego człowieka waży co najmniej 3 kilogramy) i odezwały się zatoki. Od 20.00 ratowało mnie ich dwóch: termofor i Jędrek. Dzisiaj wstałam względnie zdrowa i mam nadzieję, że uda mi się przesunąć chorobę. Bo urlopu już nie przesunę ;o)
Marta dostała od Michała wiatraczek na usb. Też chcę! Okazuje się przydatny, podczas gdy przy przeprowadzce wentylatory z prawdziwego zdarzenia kończyły w koszu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę zostaw po sobie ślad w postaci komentarza. Ty nie będziesz się nudzić przez 30 sekund, a ja będę miała motywację, aby dalej pisać :)