Zdążyliśmy się już przyzwyczaić do tego, że zimą częściej pada deszcz zamiast śniegu, a temperatura w dzień rzadko spada poniżej zera. Zima właściwie nie zaskakuje już ani kierowców ani drogowców, dlatego ci pierwsi bardzo się dziwią, kiedy akurat ich zasypie. Do tego stopnia, że w samochodzie wożą jedynie marną szczotkę na kiju zamiast porządnej łopatki... a potem starają się odkopać samochód za pomocą tegoż kija i zgarnąć śnieg za pomocą tejże szczotki. Ale poranne odśnieżanie (poranek w weekendy liczy się do godziny 11:00) rekompensują takie oto widoki:
W Poroninie zatrzymaliśmy się w domu o śmiesznej nazwie
Giencyno Koncina (noclegi polecam), skąd blisko mieliśmy na termy (w czwartek zrobię małe podsumowanie).
Na Kasprowym Wierchu miało być -12 stopni i chyba było, bo kilka razy chowaliśmy się przed zimnem, a że nie wyjechaliśmy po to, aby się mrozić, tylko po to, aby się grzać w termach, to zarówno na Kasprowy jak i na Gubałówkę wjeżdżaliśmy kolejką.
A tak wygląda Giewont ze Słowacji:
przepięknie tam:)
OdpowiedzUsuńAch jakie widoczki :)
OdpowiedzUsuńBeata, co to za obłędna czerwona szminka? :D
OdpowiedzUsuńŻebym ja to wiedziała... Za dużo ich mam. W dodatku same czerwone ;)
Usuń