Zdążyłam zaobserwować taniec wodnych strumieni w kilku konfiguracjach. Spektakl parku fontann to to może nie był, ale w przyszłości? Kto wie... w końcu w walizkach z Hrubieszowa do Warszawy wywieziono już tyle słoików, że wreszcie wypadałoby i stamtąd coś przywieźć.
Zajrzałam także do mojego liceum (zdjęcia mam na razie w telefonie, więc dodam wkrótce) i trochę się tam zmieniło. Np. koło drzwi damskiej toalety nie da się już wyjść na plebanię, a tam, gdzie była szatnia koło sali gimnastycznej jest teraz sala lekcyjna.
W Masłomęczu zakończyła się odbudowa spalonej w wakacje chaty Gotów. Pamiętacie, byliśmy tam w czerwcu: Dziewczyny w Metelinie, a w noc po naszym wyjeździe w chatę uderzył piorun, wskutek czego ta doszczętnie spłonęła. Mimo że Wioska Gotów rozpoczęła właśnie nowy sezon, mama nie pozwoliła nam tam pojechać ;o) Żeby przypadkiem znowu nie zostały zgliszcza...
Wrzucam jeszcze jedno fotkie z Hrubieszowa i streszczam, co więcej u nas.
W telegraficznym skrócie wygląda to tak:
- sprzątamy
- pakujemy się
- czynimy pierwsze zakupy
A trochę obszerniej:
Przymierzamy się do wyprowadzki z Mokotowa. Na przykład wczoraj umyłam okna, balkon i częściowo łazienkę, a Jędrek poprawiał ścianę, którą kiedyś popsuł. Nawet nie wiedziałam, że sprzedają farby w saszetkach, a właśnie tak minimalnej ilości było nam potrzeba. Obecnie ściany mają kolor łososiowy, za to farby są w kolorach cappuccino i jakiś beż... w razie czego mam chyba jeszcze jakieś barwniki Dr. Oetker, jakby tak dodać kropelkę czerwonego, hm? ;)
Spakowałam też część kosmetyków, przy okazji wyrzucając te, których pewnie nigdy nie użyję. Jutro ma przyjść para, która zamierza wynająć to mieszkanie i dobrze by było, gdyby się zdecydowali. Oszczędzilibyśmy sobie pielgrzymki potencjalnych najemców, którymi zresztą sami kiedyś bywaliśmy. W końcu mieszkanie jest naprawdę ciasne, i trzeba się naprawdę bardzo kochać, aby tam wytrzymać. Uprzedzam domysły: wyprowadzamy się nie dlatego, że nie możemy ze sobą wytrzymać ;) Fajnie nam razem, ale już trochę przyciasno... W dodatku sąsiedztwo Stodoły sprawia, że wciąż powtarza się problem z parkowaniem.
Nie jestem też typem mieszczucha i źle znoszę blokowiska, dlatego wczesnym latem ubiegłego roku zdecydowaliśmy o miejscu, w którym chcielibyśmy zamieszkać na stałe, za to całkiem niedługo będziemy musieli decydować o tym, jak się tam urządzimy. I w sumie to jest chyba ta trudniejsza strona medalu, bo mam milion pomysłów, ale wszystkich zrealizować się nie da. W dodatku to niezdecydowanie... no koszmar i moja okropna przywara ;)
Np. jakiś czas temu sobie umyśliłam, że kiedy już wszystkie ściany stoją tak, jak miały stać, to ja mimo wszystko chcę na stałe niewysoki murek w kuchni. Tak więc Jędruś zwalnia się z pracy, gonimy na miejsce, po czym miły pan kierownik budowy pokazuje, że jeśli nie wiem, jak dużo będę miała mebli, to jednak odradzałby stawianie go już na tym etapie. I tak oto przejechaliśmy się kolejny raz ot tak. Ale właśnie będąc po raz kolejny na miejscu zdecydowaliśmy, że lodówka jednak będzie w zabudowie, chociaż broniłam się przed tym bardzo!
Wpadła mi ostatnio ta piosenka w ucho i nie chce wypaść. Aż mi się marzy nauka francuskiego :)
Widać potencjał w tych fontannach! :D
OdpowiedzUsuńWeronika
Uwielbiam tą piosenkę! Choć i inne tego piosenkarza są całkiem niezłe.
OdpowiedzUsuńFontanna też mi się podoba :)
Pozdrawiam!
O tak tak, "Color gitano" też jest cudna :)
Usuń.
OdpowiedzUsuń