O tym, jak pracowite są ostatnie weekendy może świadczyć przekonanie, z jakim dzisiaj obudził się Jędrek. Otóż z uśmiechem zadowolenia stwierdził, że jest niedziela, więc może spać dalej.
W sobotę ujrzałam na ścianie wiszące już grzejniki. Gdybyście deliberowali kiedyś nad tym, jaki kolor łazienkowej drabinki wybrać, żeby pasował do płytek, a jednocześnie nie był tak biały jak w każdej łazience, którą mieliście przyjemność odwiedzić do tej pory, to może coś podpowiem: szkoda zachodu. Nasze są niby ajwory, niby z teksturą i nie śliskie, a w sumie ja nie widzę różnicy. Zawsze można było wziąć designerskie cudo, na którym trudno zawiesić ręcznik... to ja już wolę praktycyzm. Ale tylko w łazience.
Przy okazji trochę pozwiedzałam. Wzięłam kąpiel w wannie, której jeszcze nie ma, z widokiem na wc, którego na razie próżno wypatrywać:
W "salonie" przycupnęłam sobie przy kominku:
Wiem wiem, w takiej formie bardziej przypomina prysznic. Może to dlatego, że mało kto widział jak kominek wygląda na samym początku swojego jestestwa.
Zrobiliśmy też pamiątkową focię:
Ostrożnie zeszłam ze schodów, które nie mają i jeszcze długo nie będą mieć balustrady, co też mocno niepokoi Jędrka:
I zauważyłam, że bardzo urosła nam trawa. Samosiejka oczywiście, ogólnie wygląda to więc jak smutne chwasty na ugorze. Chwastów nie sfotografowałam.
Ach, chciałam tu jeszcze pisemnie coś oświadczyć. Do Jędrka: Kiedy groziłam, że jak będziesz świrował to Cię odwiozę do Tworek, żartowałam. Nigdy tam nie trafisz. Możesz co najwyżej dostać lanie :-p
Wczoraj po raz pierwszy miałam okazję odwiedzić szpital psychiatryczny. Nie żaden tam oddział neurologiczny tylko zwyczajny psychiatryczny szpital. Nieistotne w jakim celu się tam wybrałam, nie o tym mowa. Wrażenie dziwne, straszne, przygnębiające. Wiem, jak wyglądają oddziały szpitalnie, na których leżą śmiertelnie chorzy ludzie, ale to, co wczoraj zobaczyłam trudno porównać z czymkolwiek. I mam nadzieję, że do końca naszych dni pozostaniemy w dobrym stanie umysłu, czego i Wam życzę.
Dobrej reszty dnia :)
Praca wre :) wydaje mi się, że teraz z górki.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem efektów jak już podłogi będą gotowe, ściany wykończone.
Na pewno kominek będzie piękny :)
OdpowiedzUsuńMy tez jakoś czas temu budowaliśmy, teraz już mieszkamy w nowym domu, ale jest sporo jeszcze rzeczy do zrobienia, nie mówiąc o tym, że nie wszystko wyszło jak chcieliśmy. Ale jest własny dom, więc nie ma co narzekać.
OdpowiedzUsuńW takim szpitalu byłam wielokrotnie, znam osoby, które tam pracują - bardzo ciężka i trudna praca.
No właśnie ja bym chyba nie miała nerwów, aby pracować w takim miejscu, chociaż np. kiedyś chciałam pracować w Domu spokojnej starości tudzież hospicjum. A co do domu to z jednej strony bardzo się cieszę, że wreszcie będziemy u siebie, ale z drugiej już mnie wkurza to, że nie wszystko można zrobić od razu. To znaczy podobno można, jak się ma za co ;)
UsuńTwój blog ma świetny tytuł:) Prace na budowie na pewno są męczące, ale dla wymarzonego efektu końcowego warto nieco pocierpieć. Masz rację, obyśmy jak najdłużej trwali w zdrowiu psychicznym, co w naszych szalonych czasach bywa trudne...Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń